Najnowsze wpisy, strona 14


lis 05 2010 UTOŻSAMIANIE SIĘ
Komentarze: 0

Co jest przyczyną, że identyfikujemy się z czymś poza sobą, z grupą, organizacją, narodem? Dlaczego nazywam siebie chrześcijaninem, hindusem czy buddystą, albo zostajemy członkiem którejś z niezliczonych sekt? Należymy do tej czy też innej, religijnej albo politycznej grupy, dzięki tradycji lub przyzwyczajeniu, dzięki własnemu impulsowi lub przesądom, czy też z lenistwa albo naśladownictwa. A wzorując się na innych utożsamiamy się z daną grupą, co kładzie kres wszelkiej twórczej myśli i rozumieniu;  człowiek staje się pionkiem w rękach partyjnego czy religijnego kierownika, albo swego ulubionego przywódcy.

Parę dni temu ktoś powiedział iż czuje się wyznawcą Krishnamurtiego, o kimś innym zaś wspomniał, że tamten należy do innej grupy. Ale mówiąc to nie zdawał sobie zupełnie sprawy, co znaczy taka przynależność; a nie był to wcale człowiek niemądry, był kulturalny, oczytany, rozsądny, nie był też sentymentalny i nie traktował spraw emocjonalnie, raczej odwrotnie, patrzył jasno i trzeźwo.

Dlaczegóż został wyznawcą, Krishnamurtiego ? Najpierw szedł za wzorem innych, należał do rozmaitych grup i organizacji, aż wreszcie poczuł się nimi znużony i znalazłszy nowego człowieka stał się jego wyznawcą i z nim się utożsamił. Ze słów jego można było wywnioskować że swe poszukiwania uważa za skończone. Zarzucił kotwicę, i na tym kończy swą wędrówkę odkrywczą. Wybrał i nic już nie będzie mogło ruszyć go z tego stanowiska. Zapuści teraz wygodnie korzenie i będzie stosował się z żarliwością do wszystkiego co było już, lub jeszcze będzie powiedziane.

Czy takie utożsamianie się z innym człowiekiem jest dowodem miłości? Czy obejmuje ono odkrywcze eksperymentowanie? Czy może odwrotnie, wszelkie utożsamianie się kładzie kres miłości i samodzielnemu odkrywaniu? Wszak identyfikowanie się z czymkolwiek bądź jest formą posiadania, stwierdzaniem własności, a czyż uczucie posiadania nie jest zaprzeczeniem miłości? Uważać coś za swą własność to upewnić się w poczuciu bezpieczeństwa, otaczać się murem, który nas chroni i czyni niedosięgalnym. W każdym utożsamianiu się kryje się zawsze mniej lub bardziej subtelny opór, a czyż miłość jest rodzajem samoobronnego oporu? Czy miłość może w ogóle istnieć tam gdzie jest samoobrona?

Miłość jest bezbronna, giętka, odbiorcza, jest najwyższą wrażliwością, a identyfikowanie się niweczy wszelką wrażliwość; nie idzie ono nigdy w parze z miłością, jedno wyklucza drugie. Identyfikowanie się z czymkolwiek bądź jest w samym swym założeniu procesem myślowym, który dąży do zabezpieczenia się i ekspansji; w tym procesie stawania się czymś, człowiek musi bronić się i sprzeciwiać, posiadać i odrzucać; może w nim zdobyć więcej sprytu i twardości, ale cóż to ma wspólnego z miłością? Utożsamianie się niweczy wolność, a tylko w pełnej swobodzie może istnieć ta najwyższa forma wrażliwości jaką jest miłość.

Czy identyfikowanie się z czymś jest potrzebne aby móc odkrywać i eksperymentować? Czy sam akt poddania się czemuś, czy komuś, nie ucina wszelkiej możliwości dociekliwego badania ? Nie można doznać szczęścia jakie rodzi się z prawdy, gdy nie eksperymentujemy w odkrywaniu siebie. A identyfikowanie się uniemożliwia odkrywczość; jest ono jedną z odmian lenistwa; jest jakby doświadczaniem zastępczym - poprzez kogoś innego - a więc czymś sztucznym i nieprawdziwym.

Aby móc samemu doświadczać, trzeba skończyć z wszelkim utożsamianiem się, jak i ze strachem; lęk uniemożliwia prawdziwe doznania. A u podłoża wszelkiego utożsamiania się - z człowiekiem, grupą, ideologią, czy teorią - kryje się zawsze strach. Lęk zawsze się czemuś przeciwstawia, coś tłumi, budzi chęć samoobrony; a w tym stanie czyż można się puścić na nieznane morza? Nie da się znaleźć prawdy i szczęścia jeżeli nie podejmiemy takiej odkrywczej wędrówki, badając drogi i działania naszego "ja". Wszak nie można odpłynąć od brzegu stojąc na kotwicy. Utożsamianie się jest schronem. A wszelkie schronienie wymaga obrony; a to, co jest bronione niszczeje szybko. Identyfikowanie się z czymkolwiek sprowadza nieodmiennie swe własne zniszczenie; stąd powstają ustawiczne starcia i konflikty pomiędzy różnymi wiernościami.

Im bardziej staramy się utożsamić z czymś albo odwrotnie walczymy przeciw temu, tym większe powstają w nas przeszkody ku rozumieniu. Gdy jasno zdamy sobie sprawę z całego procesu utożsamiania się z różnymi, zarówno zewnętrznymi jak wewnętrznymi, czynnikami i zrozumiemy że jego zewnętrzne wyrazy są tylko projekcją naszej własnej wewnętrznej chęci i potrzeby, dopiero wówczas prawdziwe odkrywanie i radość stają się możliwe. Ale człowiek, który się z czymś na stałe utożsamił, nigdy nie pozna wolności. A tylko w wolności jawi się Prawda.

hjdbienek : :
Clipy 
lis 01 2010 The Jackson 5 - Medley
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 01 2010 Reinkarnacja regresja 10/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
lis 01 2010 TRZECH ŚWIĄTOBLIWYCH EGOISTÓW
Komentarze: 0

 

Przed paru dniami przyszło do mnie trzech świątobliwych egoistów. Pierwszy był Sanjasinem, (tj. człowiekiem, który się wyrzekł świata); drugi orientalistą, a zarazem wyznawcą wszechludzkiego braterstwa; trzeci pracował z całym przekonaniem nad urzeczywistnieniem wspaniałej utopii. Każdy z nich był całkowicie oddany swej pracy i patrzył z góry na działalność i postawę życiową innych ludzi, każdy też czerpał natchnienie i siły z własnych przekonań. Wszyscy trzej byli namiętnie przywiązani do swych poglądów, a w każdym na swój sposób zaznaczała się dziwna bezwzględność.

Mówili mi - zwłaszcza ów utopista, - iż gotowi są wyrzec się wszystkiego dla swych przekonań, nawet siebie i przyjaciół poświecić. Byli na pozór łagodni i skromni - najbardziej ten od braterstwa - a jednak była w nich jakaś twardość, nieczułość serca i owa szczególna nietolerancja, właściwa ludziom którzy się czują czymś lepszym od innych. Uważali się za wybranych, którzy są powołani do wskazywania drogi innym bowiem sami posiedli wiedzę i są pewni swej słuszności.

Sanjasin w toku poważnej rozmowy, stwierdził że przygotowuje się do następnego żywota. Obecny - mówił - może mu dać niewiele, albowiem potrafił już przeniknąć na wskroś wszystkie światowe ułudy i oswobodzić się od doczesnych spraw. Przyznawał iż ma pewne wady, oraz trudności w koncentracji, ale - dodał - w następnym wcieleniu musi dorosnąć do ideału, który już dziś widzi przed sobą. Całe jego zainteresowanie i energia skupiały się w przekonaniu iż ma się stać kimś wybitnym w następnym swym życiu. Rozmawialiśmy dość długo a on wciąż podkreślał z naciskiem doniosłość jutra, przyszłości. Przeszłość - mówił - istnieje tylko w związku z przyszłością, a teraźniejszość jest jeno przejściem w przyszłość; "dziś" może być ciekawe tylko przez wzgląd na jutro. Gdyby to jutro nie istniało, po cóż byśmy mieli podejmować jakiekolwiek wysiłki? Można by równie dobrze wegetować, lub jak cielę trwać w miłym spokoju.

Całe życie było dlań nieustannym przesuwaniem się przeszłości w przyszłość poprzez chwilową teraźniejszość; powinniśmy więc używać jej - mówił, - aby się stać w przyszłości człowiekiem wybitnym - silnym, rozumnym, współczującym. Zarówno teraźniejszość, jak przeszłość przemijają, ale w jutrze dojrzewa owoc. Podkreślał wciąż iż dziś jest jeno szczeblem i nie należy o nie zbytnio się troszczyć, ani mu nadawać wielkiego znaczenia, trzeba natomiast widzieć jasno ideał jutra przed sobą i wytrwale ku niemu dążyć, a osiągnie cię cel. Teraźniejszość niecierpliwiła go i męczyła niewymownie.

Wyznawca braterstwa był bardziej wykształcony, używał też bardziej poetycznego języka; umiał świetnie operować słowami, mówił łagodnie, miękko i przekonywająco. On również stworzył idealny obraz siebie w przyszłości. Musi stać się nie byle kim. Idea ta wypełniała jego serce, toteż już zawczasu starał się gromadzić swoich przyszłych uczniów. Śmierć - mówił - jest piękna, gdyż zbliża nas do tej boskiej wizji nas samych w przyszłości; a myśl o niej czyni nam życie w tym brzydkim i smutnym świecie znacznie łatwiejszym.

Pragnął gorąco przetwarzać i upiększać świat i pracował szczerze dla urzeczywistnienia braterstwa ludzi. Uważał iż ambicja wraz z nieodłącznym od niej okrucieństwem i amoralnością jest nieodzowna na tym świecie gdzie wszak należy niejednego dokonać; twierdził również, iż chcąc prowadzić różne organizacyjne prace, trzeba - niestety - mieć dość twardą rękę. Praca nasza jest ważna, - mówił - gdyż ma pomagać ludzkości, więc każdy kto się jej przeciwstawia musi być odsunięty - oczywiście łagodnie. Organizacja stworzona dla wykonywania tej pracy ma najwyższą wartość, toteż nie możemy dopuścić aby jej utrudniano. "Inni mają swoje drogi i metody - dodał, - ale w istocie nasza jest najważniejsza, a każdy kto nam w tej pracy przeszkadza, nie jest jednym z nas."

Utopista był dziwnym połączeniem idealisty i człowieka na wskroś praktycznego. Ewangelią jego nie było dawne, lecz nowe; w to nowe wierzył bez zastrzeżeń. Twierdził, iż wie co przyszłość niesie, albowiem ta nowa ewangelia dokładnie je, przepowiedziała. Planem jego było najpierw szerzyć zamęt, a potem organizować i przeprowadzać swoje. Teraźniejszość - mówił - jest zgniła, trzeba ją zburzyć doszczętnie i dopiero po zniszczeniu jej coś nowego zbudować. Trzeba poświęcić teraźniejszość dla jutra; człowiek przyszłości jest ważny, los człowieka dzisiejszego ma małe znaczenie. "Wiemy dobrze, jak stworzyć tego człowieka przyszłości" - mówił - "możemy z łatwością ukształtować jego umysł i urobić serce, ale aby dokonać czegoś dobrego, musimy wpierw zdobyć władzę; gotowi jesteśmy poświęcić siebie i innych, aby stworzyć nowy porządek na świecie; zniszczymy każdego, kto nam stanie na drodze, bowiem jakość środków nie ma żadnego znaczenia; cel uświęca wszystkie środki".

"Dla osiągnięcia ostatecznego celu tj. pokoju, można używać każdej formy gwałtu i przymusu; dla zapewnienia swobody jednostce w przyszłości, ucisk i tyrania są dziś nieuniknione. Gdy pochwycimy władzę w swe ręce," - stwierdzał - "będziemy używali wszelkiego rodzaju przymusu, byle za wszelką cenę zbudować nowy porządek na świecie; by zorganizować bezklasowe społeczeństwo, nie mające żadnych kapłanów. Nie odstąpimy nigdy od naszej podstawowej tezy, zjednoczyliśmy się z nią całkowicie, ale będziemy zmieniać strategię i taktykę w zależności od zmieniających się warunków. Planujemy, organizujemy i działamy w jednym celu: by zniszczyć człowieka dzisiejszego, a stworzyć człowieka jutra".

Sanjasin, wyznawca braterstwa i utopista, wszyscy trzej żyją dla jutra, dla przyszłości. Nie mają, w zwykłym tego słowa znaczeniu, wygórowanych ambicji, nie pragną zaszczytów, bogactwa, sławy czy uznania; ambicje ich są o wiele subtelniejsze. Utopista utożsamił się z pewną grupą i wierząc w jej siłę był pewien iż jest zdolna nadać nowy kierunek życiu całego świata; wyznawca braterstwa marzył o wzniesieniu się na wyżyny; a Sanjasin o osiągnięciu swego celu - doskonałości. Wszyscy trzej są pochłonięci swym własnym stawaniem się, rozwojem i ekspansją swego "ja". I nie dostrzegają że właśnie te pragnienia zaprzeczeniem pokoju, braterstwa, prawdziwego szczęścia.

Ambicja w jakiejkolwiek formie - żywiona w imieniu grupy, czy z pragnienia osobistego zbawienia lub duchowych osiągnięć - jest tłumieniem i odwlekaniem bezpośredniego czynu. Pragnienie wybiega zawsze w przyszłość; chęć stania się czymś jutro, kiedyś, w przyszłości, hamuje czyn w "dziś". A właśnie "dzisiaj" o wiele więcej znaczy aniżeli jutro; chwila obecna zawiera całość czasu; dogłębne zrozumienie tego wyzwala nas z więzów czasu. Stawanie się czymś dokonuje się zawsze w czasie, jest jego przedłużaniem, a więc i przedłużaniem męki. Stawać się jest czymś zgoła innym aniżeli być. Być można tylko w teraz, a wejść w stan bytu jest największą z przemian. Stawanie się czymś jest jeno formą ciągłości, przedłużaniem czasu; a przemiana dogłębna i całkowita, może dokonać się tylko w "teraz"; tylko w teraz można być.

hjdbienek : :
Clipy 
paź 31 2010 canto gregoriano-gregorian chant
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 31 2010 Reinkarnacja regresja 9/11 PL
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 31 2010 Powrót do duszy
Komentarze: 0
Żadna powieść czy kryminał nie są tak fascynujące, jak samo życie. Jeśli rozpatrujemy nasze życie jako mnogość inkarnacji, stoimy wówczas pełni zdumienia przed jedną wielką przygodą. Czegośmy nie przeżyli, doznali, nauczyli się i poznali? Jeśli jesteśmy tego świadomi dopiero po raz pierwszy, patrzymy na siebie całkiem innymi oczami.
Nauka o reinkarnacji uświadamia nam, że ani my sami, ani nasze otoczenie, ani nawet nasze dzieci nie są nie zapisaną kartką papieru. Dusza jest prawdziwym skarbcem, który wciąż i wciąż wypełniamy każdym ziemskim życiem. Odkrywamy sens własnych życiowych doświadczeń i zaczynamy rozumieć nasze cierpienia, problemy i kryzysy jako proces wzrastający. Bolesne informacje, jakie daje życie w swojej mądrości, nie są ani karą, ani niesprawiedliwością czy nieszczęściem. O wiele bardziej są one stopniami na drodze do nas samych - do naszego prawdziwego „ja", ponieważ nikt inny, jak tylko my sami możemy rozpoznać, jaka istota w nas drzemie. Dlatego właśnie udaliśmy się w naszą wielką odkrywczą podróż.
Jeśli w obecnym życiu zaczniemy od tego, że egzystencję potraktujemy całościowo, w którą jako fakt włączymy reinkarnację, uczynimy duży i ważny krok na drodze do nas samych. Obojętne, czy okazało się, że byliśmy kiedyś Cezarem czy Kleopatrą, czy też prostym pasterzem na jakiejś samotnej wyspie, to jednak ułożyliśmy w jakąś całość parę nowych części w naszej układance.
Jak przy innych sprawach w życiu, możemy dzięki naszej wiedzy o wcześniejszych inkarnacjach posiadać dwa wybory: możemy zaufać naszemu żądnemu sensacji intelektowi i w rozmowie na spotkaniu towarzyskim udawać ówczesną Kleopatrę lub użyć go mądrze jako prezent naszej własnej rosnącej świadomości, która się coraz bardziej otwiera na wyższe płaszczyzny życia.
hjdbienek : :
Clipy 
paź 30 2010 Avril Lavigne - Hot Live HD
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 30 2010 Reinkarnacja regresja 8/11 PL
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 30 2010 Wywiad z psychologiem - „Prawdziwym terapeutą...
Komentarze: 0

W związku z przedstawionymi wcześniej relacjami chciałbym jeszcze przekazać wywiad, jaki przeprowadziłem na temat reinkarnacji z psychologiem dr. Paulem Meienbergiem. Pan Meienberg w swojej praktycznej działalności traktuje reinkarnację jako jedną z form pełnej terapii. W tej wysoce interesującej rozmowie otworzyły mi się zupełnie nowe perspektywy i możliwości całościowej terapii i samoodnalezienia, których nie chciałbym przed nikim ukrywać.

Pytanie: Kiedy zostało podane do wiadomości uprawianie z kimś całościowej terapii, przy której została zastosowana reinkarnacja jako możliwość doświadczalna?
P. Meienberg: Zasadniczo terapię tę może stosować każdy człowiek. Nie ma jakichś specjalnych warunków, jak np. ten, że ktoś jest szczególnie spirytualnie zorientowany. Dobrze jest, gdy istnieją już inne doświadczenia terapeutyczne, bowiem zawsze ułatwia to leczenie, jeśli ktoś nad sobą popracował i poważnie się zastanowił nad sobą. Często zalecało się nawet, obok tej pracy, stosowanie jeszcze wspierającej terapii fizycznej, jak np. techniki oddychania.
U każdego człowieka, posiadającego uczucie silnego przywiązania się do jednego wzorca i przeżywającego w tym związku zastój, technika powrotu jest wskazana. Zawsze, gdy ma się uczucie, że za jakimś problemem ukryta jest jakaś długa historia, można dokonywać powrotu bez specjalnego stosowania techniki albo przygotowań. Ważne jest, aby pacjent był gotów zrezygnować ze swoich lęków i oporów, by rzeczywiście otworzył swoją duszę i mógł zanurzyć się w swoim wnętrzu.

Jak wyjaśnić komuś, kto mało wie o reinkarnacji albo wątpi w ponowne narodziny, co dzieje się podczas powrotu?
W całościowej terapii chodzi nie tylko o to, by punkt ciężkości położyć na wcześniejszych wcieleniach. Celem działania jest raczej doprowadzenie do własnego wewnętrznego spokoju i do odnowienia kontaktu ze swoją duszą albo swoją wyższą tożsamością. Jeżeli się z tą instancją ponownie zwiąże i dostąpi wewnętrznego spokoju, wypłyną z tego wnętrza obrazy, które powstają bez współdziałania lub interwencji rozumu czy zwykłej świadomości. W ten sposób można odkryć ograniczenia i amnezję w tym życiu, można uwolnić przeszłość człowieka od dawnego zamglenia, można przy tym przeżyć swoje dzieciństwo bezpośrednio we wszystkich szczegółach i w obszarach, do których przy pomocy normalnej psychoanalizy nie da się dotrzeć. To jest okres czasu od poniżej dwóch lat aż do narodzin, a nawet do okresu ciąży.
Dzisiaj wiemy z niezliczonych udokumentowanych i sprawdzonych przypadków z całego świata, że możemy poza czasem naszego porodu i ciąży przypominać sobie także nasze wcześniejsze życie. Takimi sprawami należy się zająć, jeśli nie chce się zamknąć w sobie zrozumienia z najróżniejszych zakresów badawczych na tym obszarze. Jeśli więc w trakcie powrotu wynurzają się w nas obrazy, których nie możemy przyporządkować naszemu obecnemu życiu, istnieje wtedy możliwość, iż przypominamy sobie jakąś sytuację z wcześniejszej przeszłości. Mogą się w nas pojawiać obrazy, w których dostrzegamy inną epokę, inne ubiory itd. Obrazy te, albo wydarzenia przeżywane w sobie jak jakiś film, posiadają własną moc, od której nie możemy się uwolnić. Czujemy, że mają one z nami coś wspólnego i rozpoznajemy je. Wiemy, że nie fantazjujemy, ponieważ emocjonalnie uczestniczymy w owym wewnętrznym przeżyciu, również fizycznie i umysłowo jesteśmy związani z tymi wydarzeniami. Ciało wielu ludzi reaguje tak intensywnie, że nie ma wątpliwości, iż te wewnętrzne procesy faktycznie dotyczą nas samych.
Jeżeli więc w trakcie terapii zdarza się, iż przypominamy sobie wcześniejsze życie, nasuwa się pytanie, jak mamy obchodzić się z tymi przeżyciami. Dla rezultatów terapii jest przy tym bez znaczenia, czy rzeczywiście wierzymy w to, że osoba, z którą identyfikujemy się w naszym wewnętrznym przeżyciu, to właśnie my, że o nas tu chodzi. Możemy sobie wyjaśnić ów fenomen tym, iż to właśnie my faktycznie przeżywaliśmy owo życie. Inna możliwość polega na tym, że nasza dusza przygotowała scenę, na której wszystkie zewnętrzne okoliczności i aktorzy są tak aranżowani, że jesteśmy obsadzeni w roli, w której możemy przeżyć w pełni swój „aktualny" materiał konfliktowy. Dusza inscenizuje dla nas dramat, w którym sami jesteśmy głównym wykonawcą. Przez to konflikty zostaną rozpoznane, a dynamika naszych uczuć i sposób myślenia mogą zostać wyartykułowane, zaś wewnętrzne problemy zostaną prześwietlone i staną się uchwytne tak, że będziemy mogli je rozwiązać i od nich się uwolnić. Jeśli komuś odpowiada to bardziej, może sobie owe wewnętrzne wydarzenia w tak zwanym powrocie również podobnie wyjaśnić. Istnieją dziś możliwości sprawdzenia relacji z tych przeżyć. W wielu wypadkach występują historyczne fakty, które można sprawdzić. Na podstawie starych akt, dokumentów, wyglądu zabudowań itd. da się udowodnić, co przeżywało się w czasie powrotu. Wypływają przy tym zapomniane od dawna źródła, na podstawie których można uzyskać potwierdzenie prawdziwości swoich wspomnień. Wielu ludzi po powrocie z poprzedniego wcielenia skutecznie ich poszukiwało. Zatwardziali sceptycy mogli zatem wciąż jeszcze utrzymywać, że być może wczuwało się ewentualnie w inne, cudze życie. Należałoby się jednak kiedyś zastanowić, czy nie jest się cokolwiek zbyt sofistycznym!
W terapii całościowej nie ma więc żadnego znaczenia, czy wierzymy w reinkarnację. Możemy się informować i kształtować nasz własny pogląd. W powrocie chodzi w pierwszym rzędzie o to, aby zagłębić się w pokładach swojej duszy, otworzyć się dla tej wewnętrznej instancji. Powoduje to uzdrowienie i uwolnienie od konfliktów poprzez samoterapię. Nasza własna dusza i duchowe źródła, z którymi ponownie jesteśmy związani, nie przykładają wagi do tego, czy jesteśmy ateistami, czy też nie. Ważne jest, byśmy z naszej duszy albo z poziomu naszego wyższego „ja", jak ten obszar możemy nazywać, mogli uzyskać niewyobrażalną pomoc. Możemy znaleźć dojście do nas samych i naszej wewnętrznej głębi, gdy otworzymy te drzwi. Czy chcemy to uczynić, czy też nie, zależy całkowicie od nas samych. Gdy przez prowadzenie własnej duszy zagłębiamy się w nasze wewnętrzne wydarzenia, będzie nam udzielona konkretna pomoc. Jak więc wyjaśnimy sobie swoje doświadczenia, jest sprawą wtórną.

Jaką rolę odgrywa terapeuta przy tej wewnętrzno-świadomościowej pracy i jakie motywacje powinien mieć pacjent w odniesieniu do tej terapii i do terapeuty?
Przy tej terapii stawia się zawsze pytanie o własną odpowiedzialność pacjenta. Zawsze najpierw wyjaśniam, jakie oczekiwania zostaną wobec mnie postawione. Musimy uznać, że terapeuta nie jest wszechwiedzący i nie ma gotowych, patentowanych rozwiązań. Dlatego też powinniśmy wyrastać ponad obciążanie kogoś winą. Jak długo obciążamy odpowiedzialnością za nasze konflikty rodziców, społeczeństwo itd., wymigujemy się od własnej odpowiedzialności. Powinniśmy raczej sami siebie zapytać, czego możemy doświadczyć i czego nauczyć się z naszych trudności w stosunkach z innymi ludźmi. Możemy dojść do własnych problemów także całkiem inaczej, gdy uznamy je za wezwanie, które doprowadziło nas do ściśle określonego punktu naszego    osobowościowego rozwoju.
Kto jest gotów przyjąć własną odpowiedzialność, rzeczywiście przejdzie przez swoje lęki, opory, ograniczenia. Tylko wtedy ta terapia może stać się samoterapią. W naszym wnętrzu wiemy wszystko. Często mówi się w związku z tym „wpatrywać się w siebie". Na tej wiedzy możemy w pełni polegać. Nasza dusza nie będzie od nas zbyt wiele wymagała ani nas krzywdziła, szukajmy więc z nią wewnętrznego dialogu. Jeżeli nasze problemy skierujemy w formie pytania do wnętrza, otrzymamy odpowiedź pochodzącą z naszej własnej wewnętrznej mądrości.
Terapeuta nie wie, co pacjent przeżył, jak przebiegało jego dzieciństwo itd., wie to tylko sam pacjent. Dlatego chodzi o to, aby przyłączyć się do wewnętrznego prądu wspomnień. Terapeuta wchodzi w kontakt z duszą, ponadto wspomaga on jako partner w rozmowie wyjaśnianie i przejmuje analityczną część myślenia podczas procesu wewnętrznego rozwoju zdarzeń.
Stan świadomości, w którym człowiek znajduje się w czasie powrotu do poprzedniego wcielenia, osiąga o wiele większą głębię niż tylko przeżywanie obrazów. Można byłoby porównać go z głębokim stanem medytacji. Stan ten nie znosi racjonalnego myślenia. W  momencie, kiedy się ono włącza, wychodzi się z owego stanu w mgnieniu oka. Jak tylko człowiek zacznie się zastanawiać, urywa się kontakt. Tutaj właśnie zadanie terapeuty polega na tym, aby ingerować wyjaśniająco, gdy ze strachu czy z oporu wraca się na intelektualną płaszczyznę myślową i przerwało się na chwilę duchowy kontakt.
Terapeuta wspomaga pacjenta w cichym wejściu w siebie i swobodnym rozwoju zdarzeń. Większość ludzi uważa, że musieliby nawet w ich własnej terapii czegoś dokonać. Tę presję na osiągnięcie czegoś możemy pokonać, ucząc się ufać naszej duszy i jej prowadzeniu i pozwalając swobodnie przepływać zdarzeniom.
Przy tej formie samoterapii, przez wewnętrzne prowadzenie, terapeuta nie potrzebuje żadnego konceptu. O wiele skuteczniej prowadzi, gdy również sam orientuje się w tym prowadzeniu. Prawdziwym terapeutą jest sama dusza.

Czy można wykluczyć, że przy przejściu do innego wcielenia nie ulegnie się złudzeniu?
Tutaj ponownie wracamy do znaczenia motywacji pacjenta. Gdy ktoś przychodzi z czystej ciekawości i spodziewa się po przejściu w inne wcielenia możliwości samoprzedstawienia, można z pewnością założyć, iż dusza spłata mu figla. Zdarza się to wtedy, gdy ktoś sobie wmówi, że musiał być kiedyś Kleopatrą.
Z doświadczenia mogę powiedzieć, iż podczas prawdziwego, szczerego powrotu do poprzedniego wcielenia nie odsłania się personaliów, gdyż te są całkowicie nieistotne dla rozwoju osobowości i przetworzenia konfliktu. Nie jest ważna wiedza, kim się było, lecz jakie miało się doświadczenia i jaki wpływ mają one na nasze obecne życie. Dlatego dusza nie odsłania nic, co z jej punktu widzenia jest całkowicie niepotrzebne. Na poziomie duszy jest obojętne, jaką rangę mieliśmy czy też jak się nazywaliśmy. Jeśli mielibyśmy być w poprzednim życiu jakąś znaczącą osobistością, to w tym życiu bylibyśmy nawet uchronieni przed byciem wyniosłym, jeżeli nie doświadczymy tożsamości z tą osobą.
Kiedy samemu chce się przeprowadzić terapię, pozostaje się naturalnie w rzeczywistym wewnętrznym przeżywaniu, co ma bezpośreni związek z aktualnymi konfliktami. Emocjonalna i fizyczna reakcja na ten proces pokazuje bardzo wyraźnie, czy chodzi tu o przeżycia, które rzeczywiście mają związek z naszym „ja". Jeśli wykazuje się szczere zainteresowanie terapią, jest się wówczas prowadzonym przez duszę najkrótszą drogą w kierunku doświadczeń, które są absolutnie zgodne, czuje się wtedy całkowicie jednoznacznie: „To jest to!" Gdy się doświadczy, jak człowiek uwalnia się od niesamowitego brzemienia, które niósł całe życie, nie ma żadnej wątpliwości co do prawdziwości tego przeżycia.
Warunkiem nawiązania kontaktu z duszą jest szczere pragnienie pracowania nad sobą i konfrontowania się z własnym wnętrzem. Kiedy zaistnieje ten związek, wówczas wykluczone jest jakiekolwiek złudzenie. Uzdrawiające działania, jakie przynosi przetworzenie urazów, obojętne, czy tkwią one korzeniami w dzieciństwie, narodzinach, ciąży czy wcześniejszym życiu, są najlepszym dowodem na prawdziwość doświadczeń, których dokonało się podczas przejścia do innego wcielenia.

hjdbienek : :