Komentarze: 0
Biochemizm starzenia się jest niezmiernie ciekawy, myślę jednak, że bardziej owocne będzie spojrzenie na te sprawy głębiej. Gdy tylko naukowcy zdali sobie sprawę z tego, iż centralny układ nerwowy odgrywa doniosłą rolę w procesie starzenia, zaczęli snuć przypuszczenia, że jest to mechanizm z góry nastawiony. Powstanie takiej teorii wiąże się z tym, że - jak dobrze wiemy - DNA programuje wiele zdarzeń w naszym życiu na pewien określony czas, na przykład okres ząbkowania i okres dojrzałości płciowej. Poza tym odkryto, że ilość produkowanych przez ustrój przeciwutleniaczy jest w znacznej mierze zdeterminowana dziedzicznie. Pomaga nam to zrozumieć, dlaczego długowieczność może występować u całych wspólnot genetycznych: na przykład członkowie niektórych takich grup niezmiennie żyją ponad osiemdziesiąt lat. Według tej teorii w mózgu wbudowany jest zegar biologiczny, wyznaczający długość życia. Zegar ten określa maksymalną długość życia danego gatunku, natomiast czynniki środowiskowe wpływają na nią tylko w szczególnych przypadkach. Poza człowiekiem, zegar ten działa również u zwierząt: na przykład cykl życia łososia kończy się wkrótce po jego wędrówce w górę strumienia i złożeniu tam ikry - funkcji z góry zaprogramowanej w ośrodkowym układzie nerwowym każdej ryby. Nastawienie zegara biologicznego zdeterminowane jest genetycznie. Odkrycie to stworzyło niezwykłe możliwości manipulacji genetycznych, zwanych często inżynierią genetyczną, której celem ma być przedłużenie życia. Jej działalność polega w zasadzie na zmianie kodu w DNA w taki sposób, aby przestawić zegar biologiczny. Wyobraźnię biologów specjalistów w tej dziedzinie pobudza możliwość stworzenia, już na poziomie genetycznym, komórek nieśmiertelnych. Istnieją już metody na „unieśmiertelnianie" komórek w probówce - innymi słowy, komórki takie miałyby żyć wiecznie. Nieśmiertelność nie jest jednak czymś nowym w przyrodzie. Najskromniejsza ameba, jeden z najlepiej poznanych organizmów jednokomórkowych, jest w dosłownym sensie fizycznie nieśmiertelna. Gdy jedna ameba zbyt się zestarzeje, dzieli się na dwie młodsze, bardziej aktywne. Pierwotna ameba nie umiera; zamienia się na dwie własne córki, a gdy one dojrzeją, zrobią to samo. W tym ustawicznym, trwałym rozmnażaniu się nowych generacji, pierwsza ameba ciągle istnieje - nigdy nie znaleziono żadnych jej szczątków. Inny organizm prymitywny żyjący w wodzie, stułbia, osiąga nie kończące się życie w inny sposób. Przemiana materii jest u niej tak szybka, że wszystkie komórki organizmu są wymieniane co dwa tygodnie. W ten sposób przeciętna długość życia pozostaje tutaj wielkością stałą; dla stułbi nie istnieje ani starzenie, ani śmierć. Inteligencja przyrody zaprogramowała inne gatunki zimnokrwiste -pewne rodzaje ryb i krokodyli - o tak niskich wskaźnikach przemiany materii, że ich komórki nieustannie rosną. Zwierzęta te bez przerwy dojrzewają i nie mają określonej postaci dorosłej, śmierć zaś przytrafia im się tylko wtedy, gdy padają ofiarą innych drapieżników. Wśród roślin sekwoja i sosna oścista nie są może nieśmiertelne, ale niektóre z nich są żywe i zdrowe w wieku dwóch tysięcy a nawet pięciu tysięcy lat. Święte drzewo Bo, pod którym medytował Budda przed trzema tysiącami lat, stoi do dziś - jest miejscem świętym i celem pielgrzymek w Indiach. Gdy naukowcy próbują „unieśmiertelnić" komórki stosując techniki mikroinżynieryjne, właściwie nie zmieniają zawartości genów, a jedynie przejawy tej zawartości. Same geny zawsze znały tajemnicę nieśmiertelności. Są one w nas tym jednym bytem, który nigdy nie umiera. Na przestrzeni tysiącleci mogą zachodzić mutacje zmieniające przejawy genów, lecz geny jako takie żyją wiecznie. Prawda ta dotarła do mnie jak olśnienie przed wielu laty, gdy moja żona była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Rutynowe badanie krwi wykazało, że ma łagodną anemię. Zakładałem, że jest to mały niedobór żelaza, lecz z ciekawości zbadałem pod mikroskopem preparat z kropli krwi Rity. Gdy zobaczyłem jakieś osobliwe kształty w komórkach krwinek czerwonych, skonsultowałem się z patologiem naszego szpitala, który natychmiast rozpoznał „łagodną anemię śródziemnomorską." Bardziej szczegółowa analiza krwi potwierdziła tę diagnozę. Typ anemii Rity wykazywał nieznaczne cechy talasemii. Talasemia jest chorobą krwi, typową dla ludzi z obszaru śródziemnomorskiego, moja żona zaś pochodzi z New Dehli i nic nie słyszała o krewnych spoza tego regionu Indii. Poszedłem do biblioteki w poszukiwaniu informacji o epidemiologach i o badaczach hinduskich i w ten sposób dowiedziałem się, że „pas talasemii" rozciągał się od Macedonii w północnej Grecji aż do rejonu o nazwie Multan, w dzisiejszym Pakistanie. Okazuje się, że pradziad Rity wyemigrował do Indii z Multanu. Ponadto „pas talasemii" mniej więcej pokrywa się z terenem wypraw Aleksandra Wielkiego, z trasami, jakie przebywały jego armie ponad trzy wieki przed narodzeniem Chrystusa. Gdy tak siedziałem w ubogim laboratorium szpitala rejonowego w New Jersey, po raz setny spoglądając przez mikroskop na ten mały rozmaz krwi, zrozumiałem z uczuciem nagłego objawienia, jak realna jest nieśmiertelność. Geny krążące w żyłach mojej żony w całej swej przypadkowości przetrwały wszystko - Aleksandra dumającego smętnie nad brzegami Indusu, Kazanie na Górze, zniszczenie Pompei, wyprawy krzyżowe, odwrót Napoleona spod Moskwy, wieki rewolucji i nawałnice spraw, których świadkowie od dawna wymarli — a z których pozostało zaledwie kilka idei - te geny, którym się przypatrywałem przetrwały niezmienione, gdy tymczasem wszystko inne uległo zmianie. Przeżyły wstrząsy dziejowe, żyły nadal w mojej żonie, a teraz przeszły na dzieci. Nie trzeba nam bardziej przekonywających dowodów nieśmiertelności - geny są jej żywym ucieleśnieniem. Czy geny powinniśmy pojmować jako struktury fizyczne, czy też jako jedyne w swoim rodzaju przejawy wiedzy, impulsy inteligencji? Są jednym i drugim. Są fizyczne, dostrzegamy je bowiem i potrafimy zanalizować skład chemiczny ich struktury; lecz, podobnie jak inne żywe tkanki, geny wykraczają poza swą czysto fizyczną naturę. Trwają bezustannie w dynamicznym związku z całą przyrodą. Podlegają tym samym fazom ewolucji, jakie obejmują wszechświat, zarówno w skali mikronu, jak i galaktyki. Geny są skondensowaną informacją, są fizycznym przejawem wiedzy w jej najbardziej skoncentrowanej formie, wiedzy, jaka zawsze istniała. Zarazem podtrzymują życie tu i teraz - są podstawowym mechanizmem natury, pozwalającym temu co niezmienne zmieniać się z każdą chwilą. Podobnie jak nasze myśli, geny nigdy nie pozostaną takie same jak w tej chwili, a jednak ich stabilność chemiczna pozwala wszystkim tym niezliczonym chwilom tworzyć wspólnie pewien okres życia - okres życia ludzkiego. Geny znalazły dom w naszych komórkach, lecz przeszkolenie odebrały w kosmosie. Przez całe wieki Wszechświat „uczył się", jak kształtować wodór, węgiel i inne pierwiastki układu periodycznego, następnie jak budować cząsteczki organiczne o coraz większej złożoności, a w końcu jak stworzyć odpowiednie miejsce, tę planetę, tak aby życie mogło się na niej rozwijać w nieograniczonej wolności. Cała ta nauka, każda informacja istotna dla tego co ostatecznie powstało, dla ludzkości, została zmagazynowana w ludzkich genach. I wszystko wskazuje na to, że proces ten będzie trwał. Zatem nasze geny nauczyły się czegoś o nieśmiertelności. Jeżeli chcemy zrozumieć nieśmiertelność na innych poziomach inteligencji, będziemy musieli znaleźć sposób doświadczania jej nie związany ani z „myśleniem o niej", ani z chęcią zobaczenia jej lub dotknięcia. Nasze ciągłe uzależnienie od myślenia i używania zmysłów jest trwale związane z tym, co nazywamy czasem. Ponieważ starzenie się następuje wraz z upływem czasu, do zrozumienia tego procesu potrzebna nam jest wyraźna koncepcja czasu. J. Krishnamurti, hinduski mędrzec i nauczyciel, nazwał czas „psychologicznym wrogiem człowieka". Trudno temu zaprzeczyć, skoro niemal wszyscy boimy się starzenia. Czym jednak jest czas? Krishnamurti mówi po prostu: „To myśl jest czasem". Dla pacjenta doświadczającego starzenia się ciała i umysłu i dla lekarza zajmującego się objawami, które praktycznie biorąc są wynikiem działania czasu na fizjologię jest to idea fascynująca. Wymaga ona zdania sobie sprawy z tego, iż czas jest pewnym pojęciem. W książce Space, Time and Medicine, którą bardzo polecam, dr Lany Dossey stwierdza: uczepiliśmy się idei czasu realnego - czasu, który płynie i da się podzielić na przyszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wiara w linearny, realny charakter czasu stanowi podstawę głównych założeń dotyczących zdrowia i choroby, życia i umierania. Lecz ten rodzaj myślenia wiąże się z wcześniejszymi etapami nauki. Dawne teorie, do których autor się odwołuje, zostały obalone przez ogólną teorię względności Einsteina zmuszającą nas do tego, by uważać czas, przestrzeń i narządy zmysłów ludzkich za elementy jednego nierozerwalnego kontinuum. Po to, by zastanowić się nad „realnością" czasu, trzeba wziąć pod uwagę świadomość, która ten czas postrzega i naturę jako całość, w której i czas i świadomość się mieszczą. To my stworzyliśmy czas - ty i ja. Jest to coś przez nas wymyślonego, pojęcie używane do mierzenia wzajemnego usytuowania względem siebie tych rzeczy, które istnieją. Nie wolno nam już myśleć o czasie jako o odrębnej całości samej w sobie. Czas jest tylko partnerem w kontinuum czasoprzestrzeni i określone zmiany w tym kontinuum mogą zmienić czas. To właśnie Einstein pierwszy postawił hipotezę, iż gdyby podróżowało się z szybkością światła (w przybliżeniu 300 000 km na sekundę), to nastąpiłaby dylatacja, czyli spowolnienie czasu. Oznacza to, że gdyby ktoś utrzymał tę szybkość na tyle długo, aby dotrzeć do najbliższej gwiazdy i powrócić w ciągu trzech lat, okazałoby się, iż ów czas na ziemi wyniósł 21 lat. Byłoby to czymś realnym dla komórek jego ciała o tyle teraz młodszych od komórek ludzi, którzy z nim nie podróżowali. Doświadczenie to pokazałoby mu, że starzenie się jest zjawiskiem względnym. To nie tylko jedna z zagadek fizyki wysokich prędkości, jest w tym coś więcej. Dr Dossey pisze dalej: śmiertelność, narodziny, śmierć, długowieczność, choroba i zdrowie - podświadomie tworzymy te pojęcia, włączając w nie czas absolutny, uważany przez nas za część rzeczywistości zewnętrznej. Jeżeli jednak Einstein miał rację twierdząc, że cała wiedza o rzeczywistości zaczyna się i kończy w granicach naszego doświadczenia, to nie ma żadnej rzeczywistości zewnętrznej, która tym zjawiskom nadaje znaczenie. Nasza wiedza o zdrowiu zaczyna się i kończy wraz z doświadczeniem. W takim razie zdrowie, choroba, życie i śmierć nie są absolutami; w nas tkwią i od nas pochodzą. Nasz sposób patrzenia na siebie czyni nas tym, czym jesteśmy. Gdybyśmy tylko mogli zmienić ten sposób patrzenia, moglibyśmy faktycznie zmienić wszystkie wyobrażenia, a co za tym idzie wszystkie realia naszego życia, starzenia się, śmiertelności i wreszcie nieśmiertelności — gdyż to właśnie nasze wyobrażenia tworzą owe realia. Ten wniosek nasunie się nam, gdy tylko pojmiemy, iż nasze myśli i sposób widzenia rzeczywiście nadają kształt całemu materialnemu światu. Zastanówmy się przez chwilę. Z czego składa się nasze ciało? Składa się z tkanek i komórek, które po wnikliwszym zbadaniu są niczym innym jak zorganizowanym układem cząsteczek i atomów. Mniejsze od nich są cząstki elementarne atomów, istniejące, odkąd czas jest czasem. Nie powstały z chwilą twoich narodzin i nie zginą, gdy twoje komórki się rozpadną. Tworzą część materii Wszechświata, a tym samym część kontinuum czasoprzestrzeni. To tylko ich szczególne ukształtowanie tworzy całość, która jest tobą. W rzeczywistości twoje ciało nie składa się nawet z tych samych cząsteczek dzisiaj, z jakich składało się kilka lat temu. Dzięki ciągłej wymianie starych komórek na nowe, starej materii na nową, układ naszego ciała wiecznie się reorganizuje. Dlatego nie powinno się myśleć o swoim ciele jako o „zastygłej rzeźbie", lecz jako o rzece. Heraklit, starożytny filozof grecki, pozostawił nam sentencję, która od stuleci określa naszą naturę: „Niepodobna dwa razy wstąpić do tej samej rzeki, bo ciągle napływają do niej nowe wody". Analogia do rzeki jest niezwykle piękna i trafna. Dopóki przepływ zmian w nas zachodzi, dopóty jesteśmy w pełni zdrowi. Starzenie się jest stagnacją tego przepływu. W sensie fizycznym tylko jedno możemy zrobić dla swego ciała, nim nadejdzie ten moment kiedy trzeba będzie przyjąć wszystko naturalnie, tj. wykazać mądrość. Myślę o fizjologii człowieka, czytając słowa Hermanna Hesse w Siddartha: Kochaj tę rzekę, bądź z nią, ucz się od niej. Siddhartha chciał się dowiedzieć czegoś o sobie i dlatego pozostał nad rzeką; chciał uczyć się od niej, chciał jej słuchać. Zdawało mu się, że ktokolwiek zrozumie tę rzekę i jej tajemnice, ten pojmie znacznie więcej, zrozumie wiele tajemnic, wszystkie tajemnice. Dzisiaj dostrzegł tylko jedną z tajemnic rzeki, tę która opanowała mu duszę. Widział, że woda płynie i płynie bez końca, a jednak ciągle tam jest: jest stale taka sama, a jednak w każdej chwili inna. Któż to zrozumie, któż to pojmie? On tego nie rozumiał; miał tylko świadomość czegoś mglistego, niby blade wspomnienie, jakieś boskie głosy. Podobnie jak tamta rzeka, ciało nasze jest ciągle takie samo, a jednak w każdej chwili nowe. Nie jesteśmy absolutną i statyczną materią. Sama materia była niegdyś pyłem międzygwiezdnym i natura ma dla niej w przyszłości różne zastosowanie w kosmosie. Właśnie teraz poprzez procesy trawienia, oddychania i wydalania pierwiastki węgla z naszych kości i tlenu z plazmy naszej krwi prowadzą dynamiczną wymianę ze światem. Na każdy atom tkwiący w domu naszego ciała - przypada inny, który jest w podróży i jeszcze inny, który czeka na stacji. Skoro nasze materialne ciało z jednej strony aż nadto przypomina potok spływający w dół zbocza, z drugiej zaś, resztki ze stołu wyrzucane na śmietnik, chyba nie można go nazwać prawdziwym ,ja". A jeśli tak, czym jest nasze prawdziwe ,ja"? Naszym prawdziwym , ja" jest układ, moc organizująca, wiedza, inteligencja, impuls świadomości, które projektują tworzywo materialne tak, aby nadać mu nasz wygląd. Jest to jedyna rzeczywistość godna uznania jej za ,ja". Jest ona niematerialna, jest całością, jest dynamiczna, a przecież zupełnie stabilna i nieskończona w swojej zdolności rozwijania się. Poprzez własne, nieograniczone możliwości wyrażania siebie stwarza pozory zmienności - rozwijania się, słabnięcia, rozpadania się i umierania. Lecz w zasadzie rzeczywistość ta zachowuje dystans wobec pozorów zmian, zmianami bowiem steruje inteligencja. Nieco później omówimy, jak to wszystko - w kategoriach wymiernych - wyjaśnia nauka współczesna, a ściślej jej dział, fizyka kwantowa. Na razie wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że ludzie od wieków pojmują to intuicyjnie. Mówiąc o podstawowych cechach natury człowieka starodawna Bhagawadgita głosi: Nigdy się nie rodzi, ani nigdy nie umiera, a raz zaistniawszy, nie przestaje być. Nie narodzony, odwieczny, wiecznie trwały, pradawny, nie ginie, gdy ginie jego ciało, nie dosięgnie go żadna broń, ani ogień nie spali, woda go nie zmoczy, ani wiatr nie osuszy. Jest wieczny, wszechobecny, trwały, niewzruszony, zawsze taki sam. Mówią, że jest nieujawniony, niepojęty, niezmienny. W ustępie tym „on" oznacza inteligencję. To ona działa w tobie jako siła kształtująca i dlatego ona jest prawdziwym tobą. Do opisu sił uznanych za podstawowe we wszechświecie nauka posługuje się terminem „pole". Tak jak pole magnetyczne na kawałku papieru potrafi nadać opiłkom żelaza, określony wzór, zbiorowe pole wszechświata potrafi organizować ciało i umysł - i robi to. Pole to jest źródłem wszelkich impulsów biorących udział w stwarzaniu życia. Wszystko co żyje i umiera ma swój udział w tym polu i nigdy go nie opuszcza. Maharishi Mahesh Yogi mówi o nim, że jest to „pole wszelkich możliwości". Zagłębiłem się tak dalece w problem starzenia się, wiedząc, że i tak nie poprzestaniemy na hormonach i tabletkach „przedłużających" życie. Od samego początku, od omawiania procesów chorobowych, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że zdrowie należy do poziomu „jaźni". Teraz możemy jaźń określić - jest nią nasza świadoma inteligencja. Jeśli każemy jej służyć starym założeniom, narosłym ze smutnych, latami gromadzonych doświadczeń, naszym nieuniknionym losem będzie choroba i starzenie się. Wtedy dobrze byłoby powiadomić nasze dzieci o ich smutnym dziedzictwie, jeśli chcemy być wobec nich uczciwi. Myślę jednak, że obecny etap ewolucji określanej przez dra Salka jako przetrwanie najmądrzejszych, poprowadzi nas w innym kierunku - w kierunku ekspansji naszej jaźni. Rozwój jaźni odbywać się będzie bez wysiłku, gdyż pochodzi on z wewnątrz. Postawą przygotowującą grunt pod zasiew nowego ziarna jest pragnienie wzrostu. Choroba i starzenie się są tak uporczywe z powodu mitów i uprzedzeń, które prowadzą do upadku sił żywotnych. Nasz obecny system wierzeń - czyli nasze oczekiwania wobec tego, jak zachowa się nasz organizm - narastał przez wieki uwarunkowań i indoktrynacji kulturowych. (Większość z nas, na przykład, przypomina sobie szok przeżyty, gdy okazało się, że akupunktura skutkuje. Czyż do owego momentu nie byliśmy przekonani, iż operacja bezwzględnie wymaga chemicznych środków znieczulających?) Nasz system wierzeń zapadł nam głęboko w fizjologię i dlatego nazywamy go „prawdziwym". Przeciętny człowiek z upływem czasu bardzo szybko podupada na zdrowiu i marnieje z powodu tej „prawdy", natomiast ten, któremu udaje się żyć długo i być żywotnym do końca, uważany jest za niezwykłe zjawisko. Wszystko to można zmienić i zmieni się, za sprawą połączenia psychofizjologicznego. Wszystkie nasze myśli i wierzenia, jakiekolwiek by one nie były, powstają za pośrednictwem ośrodkowego układu nerwowego - w ten właśnie sposób owe dawne myśli zakorzeniły się po raz pierwszy w naszych komórkach. Gdy informacje przekazywane przez ośrodkowy układ nerwowy ulegają zmianie, wtedy nasz organizm nie ma wyboru i też się zmienia. Najpierw trzeba się będzie pozbyć pozostałości przebrzmiałych idei - trzeba zapragnąć być wciąż w pełni zdrowym. Po czym, inteligencja ciała i inteligencja umysłu, połączone i wyzwolone, zaczną zmierzać w kierunku nowego etapu ewolucji. Już teraz ku temu zdążają, inaczej takie książki jak ta nie powstałyby. Wobec tego czas rozważyć, czego nowego możemy ewentualnie dla siebie oczekiwać.