Komentarze: 0
Można się spotkać z częstym nieporozumieniem, polegającym na tym, iż karma traktowana jest jako przeznaczenie. Wielu ludzi uważa, że niepomyślne okoliczności życiowe pozwalają wytłumaczyć je ciężką karmą. Uważają oni karmę za karę, jaką musielibyśmy odpokutować za grzechy popełnione w poprzednim życiu. Ale kto powinien nam te grzechy odpuścić? „Nie znam pojęcia boga, który karze", powiedziała Elisabeth Kübler-Ross przy okazji wykładu w Monachium, „znam tylko boga, który miłuje. Życie nie wystawia nam rachunków, a bóg nie wystawia cenzurek".
Będziemy się ponownie rodzili, aby doświadczyć cierpień, ponieważ w poprzednim życiu byliśmy oszołomieni jak nikczemnicy? Dla wielu ludzi życie jest jednym padołem płaczu. Jakim strasznym wyobrażeniem muszą być dla nich ponowne narodziny! Z drugiej strony jest wielu ludzi, którzy kochają życie i rozkoszują się w nim wieloma atrakcjami. Człowiek żyjący intensywnie, pełen radości, będzie zapewne myślał z zadowoleniem o swym ponownym narodzeniu. Prawdopodobnie nie byłby zadowolony, gdyby, jak mówią buddyści, miał być wyzwolony z kręgu ponownych narodzeń, bowiem prowadził pozytywne życie. „Prawie każdy człowiek prowadził choćby już raz w najwyższym stopniu uduchowione życie", mówi Dina Rees, określana jako „zachodnia szamanka", nauczycielka duchowa, która długie lata spędziła w Indiach i w Tybecie. Zgromadziliśmy zapewne nie tylko negatywną karmę, skoro dzisiaj wciąż jeszcze wleczemy ją ze sobą i musimy obnosić jak ciężar. I „nie wszystko jest karmą, niejedno po prostu jest złym charakterem", sądzi ona w wykładzie o reinkarnacji.
Dlatego ważne jest też, aby prawidłowo rozumieć wyobrażenie o wędrówce dusz, o karmie i reinkarnacji. Przy powierzchownej ocenie wydaje się niektórym ludziom, jakby każdy dobry uczynek według wschodnich wyobrażeń wiary był wynagradzany przez życzliwą karmę. I na odwrót, każdy zły uczynek powoduje karmę negatywną. Człowiek zawsze powinien starać się czynić dobro, żeby zapewnić sobie w każdym następnym życiu przychylne warunki.
Takie ujęcie karmy mieści w sobie niebezpieczeństwo myślenia „czarno-białego" lub popadnięcia w błędny pogląd, że aby prędzej wyzwolić się z ziemskiego bytu, lepiej będzie odgrywać rolę dobroczyńcy. Nie ma to jednak nic wspólnego z rzeczywistym wyższym rozwojem, w sensie wzrostu świadomości i poznania. Zamiast konfrontować się ze swoimi wadami, tzn. z tymi obszarami, gdzie musimy się jeszcze czegoś uczyć, uspokajamy w takich przypadkach nasze sumienie dobrymi uczynkami. (Naturalnie, nie oznacza to, że dobry uczynek nie stanowi pozytywnego wkładu i nie zasługuje na uznanie!)
Chodzi raczej o to, aby osiągnąć prawidłowe rozumienie zasady karmy, jeżeli chcemy ze znajomości naszego wcześniejszego życia osiągnąć rzeczywistą korzyść dla dzisiejszego osobowego rozwoju. Stąd też chodzi o zrozumienie, iż nie ma dobrej albo złej karmy. Nikt ani nie nagrodzi, ani nie ukarze za nasze postępowanie, po prostu znajdujemy się „w procesie nauczania". Tak jak dziecko ucząc się chodzić, wciąż pada i wstaje, tak rośnie nasza świadomość z ludzkiego doświadczenia biegunowości. Myślicie, że gdy dziecko pada, ucząc się chodzić, będzie swój upadek traktowało jako karę albo złą karmę i zwątpi w swoje zdolności?
Uczymy się i poznajemy na drodze dualizmu: przez ciemność odnajdujemy światło, przez cierpienie poznajemy, co je sprawia i rozwija współczucie, miłość, wdzięczność, pokorę i akceptację, by ostatecznie zakończyć rozłąkę i być jednością z tym, co ze wszystkim, w całości boskie.