Komentarze: 0
Tajemnica która nas otacza
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Chodzi o to, by wywołać w nas samych, a przez to i w naszym życiu, całkowitą rewolucję, która
nie ma nic wspólnego z istniejącą strukturą społeczną. Społeczeństwo z jego nie kończącymi się wojnami to coś
przerażającego, bez względu na to, czy agresja ma charakter ofensywny czy defensywny. Potrzeba nam czegoś
całkowicie nowego, rewolucji, przemiany w samej psychice. Stary umysł nie może żadną miarą rozwiązać
problemu międzyludzkich stosunków. Stary umysł jest azjatycki, europejski, amerykański albo afrykański. Pytamy
więc, czy jest możliwe dokonanie zmiany w samych komórkach mózgu?
Teraz, gdy zrozumieliście siebie lepiej, zapytajmy siebie samych jeszcze raz, czy możliwe jest dla ludzkiej istoty
prowadzącej swe codzienne życie w tym brutalnym, pełnym gwałtu, bezlitosnym świecie, w świecie, który jest
coraz bardziej sprawny, a wskutek tego coraz bardziej bezlitosny, czy jest dla istoty ludzkiej możliwe dokonanie
rewolucji nie tylko w jej zewnętrznych stosunkach, ale w całej dziedzinie jej myślenia, uczuć, działania i
reagowania? Każdego dnia oglądamy lub czytamy o przerażających rzeczach, które dzieją się w świecie jako
skutek gwałtów i przemocy człowieka. Stwierdzisz może: "Nic na to nie mogę poradzić" albo: "Jakże ja mogę
wpłynąć na ten świat?" Sądzę, że możesz wpłynąć na świat, jeśli nie ma w tobie skłonności do gwałtu, jeśli
każdego dnia wiedziesz życie pełne pokoju, życie bez współzawodnictwa, ambicji, zawiści, życie, które nie rodzi
wrogości. Mały płomyk może się zmienić w płomień. Doprowadziliśmy świat do obecnego stanu chaosu przez swą
egocentryczną działalność, przez swe przesądy i uprzedzenia, przez swe nienawiści i nacjonalizm. Gdy mówimy,
że nie możemy nic na to poradzić, akceptujemy bezład w nas samych jako nieunikniony. Rozszczepiliśmy świat na
części, a jeśli my sami jesteśmy rozbici, pokawałkowani, to również nasze stosunki ze światem są porozbijane.
Natomiast gdy działając, działamy całkowicie, wówczas nasze stosunki ze światem ogarnia rewolucja.
W końcu każdy ruch, który jest coś wart, każde działanie mające głębokie znaczenie, muszą zacząć się w
każdym z nas. Muszę się najpierw sam zmienić, muszę poznać, jaka jest natura moich stosunków ze światem. W
samym tym poznawaniu jest działanie, dlatego ja sam, jako istota ludzka żyjąca w świecie, wnoszę odmienną
jakość, a jakością tą jest, jak sądzę, jakość religijnego umysłu.
Umysł religijny jest czymś całkowicie różnym od umysłu wierzącego w religię. Nie możecie być religijni, a
równocześnie być hindusami, muzułmanami, chrześcijanami czy buddystami. Umysł religijny nie szuka wcale, nie
eksperymentuje z prawdą. Prawdy nie może dyktować wasza przyjemność ani ból, wasze uwarunkowanie hindusa
czy wyznawcy jakiejkolwiek innej religii. Umysł religijny jest stanem umysłu, w którym nie ma strachu, a zatem i
wiary w cokolwiek, lecz tylko to, co jest – co teraz jest.
W umyśle religijnym pojawia się ów stan milczenia, który już omawialiśmy, a który nie jest wytworem myśli, lecz
wynikiem czujnej świadomości będącej medytacją, w której nieobecny jest podmiot medytujący. Milczenie, w
którym nie ma konfliktu, jest stanem energii. Energia jest działaniem i ruchem. Wszelkie pragnienie jest energią.
Wszelka myśl jest energią. Wszelkie życie jest energią. Jeśli tej energii pozwala się płynąć bez jakichkolwiek
przeszkód, bez tarcia i bez konfliktu, to energia ta jest bezgraniczna, nieskończona. Gdy nie ma tarcia, nie ma
ograniczenia energii. To tarcie narzuca energii ograniczenie. Dlaczego wobec powyższego istota ludzka, mimo że
już to zrozumiała, wciąż powoduje tarcie w przepływie energii? Dlaczego wprowadza tarcie w tym ruchu, który
nazywamy życiem? Czy czysta energia, bez ograniczeń, jest dla niej tylko pojęciem? Czy nie ma realnego bytu?
Potrzebujemy energii nie tylko po to, by dokonać w sobie całkowitej rewolucji, ale także w celu badania,
przyglądania się, działania. Jeżeli w jakichkolwiek naszych stosunkach istnieje tarcie, czy to między mężem a
żoną, mężczyzną a mężczyzną, czy to między jednym a drugim społeczeństwem, jednym i drugim krajem lub jedną
a drugą ideologią, jeśli istnieje jakiekolwiek wewnętrzne tarcie lub konflikt w dowolnej postaci, choćby najmniejszy,
to następuje utrata energii.
Jeżeli istnieje luka czasowa pomiędzy obserwatorem a obserwowanym przedmiotem, powoduje ona tarcie, a
zatem stratę energii. Energia osiąga swój szczyt, gdy obserwator jest przedmiotem obserwacji. W tym stanie nie
ma luki czasowej. Energia działa wtedy bez strat i znajduje sobie własne ujście, bo wówczas nasze "ja" nie istnieje.
Potrzeba nam ogromnego zasobu energii, aby zrozumieć zamieszanie, w którym żyjemy. Poczucie, że "muszę
coś zrozumieć", daje nam potrzebną do zrozumienia siłę życiową. Ale zarówno poszukiwanie, jak i odkrywanie
wymagają czasu. Stopniowe eliminowanie uwarunkowań umysłu nie jest, jak widzieliśmy, właściwą drogą. Czas nie
jest drogą. Czy jesteśmy starzy czy młodzi, teraz można całemu procesowi życia nadać inny wymiar. Nie jest drogą
szukanie przeciwieństwa tego, czym jesteśmy, ani też sztuczna dyscyplina narzucona nam przez jakiś system,
nauczyciela, filozofa czy kapłana. Wszystkie te metody są dziecinne. Gdy to zrozumiemy, zadamy sobie pytanie,
czy możemy natychmiast przełamać wszystkie uwarunkowania stuleci i nie popaść jednocześnie w inne
uwarunkowania? Czy możemy być wolni tak, aby umysł mógł się całkowicie odnowić, być wrażliwi, czujni,
intensywni, pojętni? Oto nasz problem. Nie ma innego problemu, bowiem nowy umysł może podołać każdemu
problemowi. Oto jedyne pytanie, które musimy sobie zadać.
Ale my nie zadajemy pytania sobie. Pragniemy, by nam to powiedziano. Jedną z najdziwniejszych cech
struktury naszej psychiki jest to, że chcemy, aby nam wszystko powiedziano. Jesteśmy owocem propagandy
dziesięciu tysięcy lat. Pragniemy, aby ktoś inny potwierdził naszą myśl. Tymczasem zadawanie pytań jest pytaniem
samego siebie. To, co ja mówię, ma bardzo małą wartość dla was. Zapomnicie o tym.
Być może zapamiętacie, będziecie jednak powtarzać pewne zdania, porównywać to,
ale wtedy nie spojrzycie prosto w twarz swemu własnemu życiu. A tylko to ostatnie ma znaczenie. Wasze
życie, wy sami, wasza znikomość, płytkość, brutalność, skłonność do gwałtu, chciwość, ambicja, codzienna udręka
i nie mający końca smutek – oto co musicie zrozumieć i nikt na całej ziemi ani w niebie nie wybawi was od tego.
Tylko wy sami możecie to uczynić.
Widząc to wszystko, co się dzieje w waszym codziennym życiu, podczas waszych codziennych zajęć, gdy
chwytacie za pióro, gdy mówicie, że wybieracie się na przejażdżkę, lub gdy samotnie przechadzacie się po lesie –
czy potraficie jednym tchem, w jednym spojrzeniu rozpoznać, kim jesteście? Jeśli poznacie siebie takimi, jakimi
jesteście, to zrozumiecie całą strukturę ludzkich przedsięwzięć, złudzeń, obłudy czy poszukiwań. Aby tego
dokonać, musicie być ogromnie rzetelni w stosunku do siebie samych. Gdy działacie według swoich zasad,
wówczas nie jesteście uczciwi. Działając zgodnie z tym, co według was powinniście robić, nie jesteście sobą. Mieć
ideały to głupota. Jeśli macie jakieś ideały, wierzenia lub zasady, to nie możecie żadną miarą spojrzeć na siebie
bezpośrednio. Czy potraficie więc być całkowicie wyciszeni, całkowicie spokojni, bez myśli i bez strachu, a
zarazem niezwykle, namiętnie żywotni?
Ten stan umysłu, kiedy nie jest on już zdolny do starania się o coś, oznacza umysł prawdziwie religijny. W tym
stanie umysłu możecie dotrzeć do tego, co jest nazywane prawdą, rzeczywistością, szczęściem. Bogiem, pięknem
lub miłością. Tego stanu nie można zaprosić do siebie. Proszę, zrozumcie ten prosty fakt. Nie można tego stanu
zaprosić, nie można go szukać, bo umysł jest zbyt ograniczony, za mały, uczucia są zbyt liche, sposób waszego
życia jest zbyt powikłany, by zaprosić coś tak ogromnego, niezmierzonego, do swego małego domku, do tego
małego zakątka życia, zdeptanego i zaplutego. Nie możecie tego stanu zaprosić. Aby coś zaprosić, trzeba to znać,
a wy nie potraficie tego poznać. Ktokolwiek powie "znam", nie zna tego. Gdy mówicie, że znaleźliście, nie
znaleźliście. Gdy twierdzicie, że czegoś doświadczyliście, nie doświadczyliście tego. Wszystko to są tylko sposoby
wyzyskiwania drugiego człowieka, przyjaciela lub wroga.
Powstaje więc pytanie, czy możliwe jest dojście do tego stanu umysłu bez zapraszania go, czekania na niego,
szukania czy badania go? Czy może się to stać tak, jak zjawia się powiew zimnego wiatru, gdy zostawicie otwarte
okno? Nie można zaprosić wiatru, ale musicie zostawić otwarte okno. Nie znaczy to przecież, że czekacie. To nie
znaczy, że musicie się otworzyć, aby otrzymać. Byłby to tylko inny rodzaj myśli.
Czy zadaliście sobie kiedykolwiek pytanie, dlaczego ludziom brakuje tego stanu umysłu? Rodzą dzieci,
utrzymują stosunki seksualne, starają się być delikatni, potrafią dzielić się po koleżeńsku, żyć w przyjaźni i
solidarności, lecz dlaczego nie są w tym stanie umysłu? Czy nie zastanawialiście się, idąc leniwie brudną ulicą,
przebywając na wakacjach nad brzegiem morza, przechadzając się po lesie wśród ptactwa, drzew, strumieni i
zwierząt – czy nie przyszło wam nigdy na myśl pytanie, dlaczego człowiek, który żyje od milionów lat, nie osiągnął
tego stanu umysłu, tego niezwykłego, nieprzemijającego kwiatu? Dlaczego wy, ludzie tak zdolni, sprytni,
inteligentni, ciągle współzawodniczący z sobą, dysponujący tak cudowną technologią, że sięga ona już niebios,
dostaje się pod ziemię i w głębiny mórz, wynajduje mózgi elektroniczne – dlaczego nie osiągnęliście tej jedynej
rzeczy, która ma sens? Nie wiem, czy kiedykolwiek zastanowiliście się poważnie, dlaczego wasze serce jest puste.
Jaka byłaby twoja odpowiedź, gdybyś zadał sobie to pytanie, twoja szczera odpowiedź, bez wykrętów?
Odpowiedź twoja zależałaby od intensywności zadawania sobie tego pytania i od stopnia ponaglenia. Tobie jednak
brakuje intensywności i nic cię nie nagli, a to dlatego, że nie ma w tobie energii, tej energii, która jest żarliwością.
Nie możesz znaleźć żadnej prawdy bez tej żarliwości, bowiem to za nią stoi pasja – ale pasja, w której nie kryje się
żaden brak. Żarliwość, pasja – to cechy raczej przerażające, bo jeśli je masz, to nigdy nie wiesz, dokąd cię
poniosą.
Może więc strach jest przyczyną, dla której nie masz tej energii żarliwości, wystarczającej, aby odkryć siebie?
Dlaczego brak ci cechy miłości, dlaczego nie ma w twoim sercu płomienia? Gdybyś zbadał swój umysł i serce
bardzo dokładnie, wiedziałbyś, dlaczego ci tego brak. Jeśli będziesz żarliwy w swym dociekaniu i odkrywaniu,
dowiesz się tego. Tylko poprzez całkowitą negację, która jest najwyższą formą pasji, rodzi się stan będący
miłością. Miłości nie da się hodować, podobnie jak nie można hodować pokory. Pokora zjawia się, gdy kończy się
zarozumialstwo. Wtedy nie zdajesz sobie sprawy z tego, co znaczy być pokornym. Człowiek, który wie, co to
znaczy, jest próżny. Tym samym dopiero wtedy, gdy cały swój umysł, serce, nerwy, oczy, całą swą istotę
poświęcisz dla sprawy odnalezienia drogi życia, zobaczenia tego, co teraz jest, i wyjścia poza to, dla zupełnej,
całkowitej negacji życia, jakie prowadzisz, a przez to i dla zaprzeczenia brzydocie i brutalności tego życia, dopiero
wtedy narodzi się nowe. I nigdy się o tym nie dowiesz. Człowiek, który wie, że milczy, który wie, że kocha, nie wie,
ani co to jest milczenie, ani co to jest miłość.
Wszyscy pragniemy jakichś doświadczeń – mistycznych, religijnych, seksualnych; pragniemy pieniędzy, władzy, stanowisk, dominacji. W miarę, jak się starzejemy, tracimy może apetyty ciała, ale zaczynamy domagać się szerszych, głębszych i bardziej znaczących doświadczeń. Próbujemy różnych metod w celu ich uzyskania, na przykład poszerzając swą świadomość, co jest swego rodzaju sztuką. Zażywamy różne narkotyki. To stary chwyt, istniejący od niepamiętnych czasów. Żujemy kawałek liścia albo eksperymentujemy z najnowszymi środkami chemicznymi w celu wywołania chwilowej zmiany w strukturze komórek mózgu, tak aby obudzić większą wrażliwość i wzmóc postrzeganie, które odkrywa pozorność rzeczywistości. To szukanie coraz nowszych doświadczeń jest jedynie dowodem wewnętrznego ubóstwa człowieka. Sądzimy, że dzięki tym doświadczeniom zdołamy uciec od siebie samych, ale doświadczenia te są uwarunkowane przez nas samych. Jeżeli nasze umysły są małostkowe, zazdrosne, niespokojne, to mogą zażywać coraz to inne narkotyki, będą jednak spostrzegały wciąż tylko swoje własne wytwory, swoje własne małe projekcje to, co pochodzi z ich uwarunkowanego podłoża. Większość z nas pragnie doświadczeń w pełni zadowalających i trwałych, które nie mogłyby zostać zniszczone przez myśl. A zatem za pragnieniem doświadczenia kryje się pragnienie satysfakcji, a pragnienie satysfakcji dyktuje doświadczenie. Dlatego musimy zrozumieć nie tylko cały problem satysfakcji, ale i to, czego doświadczamy. Zaznać wielkiej satysfakcji to wielka przyjemność. Im trwalsze, głębsze i szersze jest doświadczenie, tym jest przyjemniejsze. Oto dlaczego przyjemność dyktuje formę szukanego przez nas doświadczenia. Przyjemność jest dla nas miarą doświadczenia. Wszystko, co jest wymierne, znajduje się w granicach myśli i dlatego może ona stwarzać złudzenia. Można mieć cudowne doświadczenia, a jednak ulegać całkowitemu złudzeniu. Na pewno będziecie mieć wizje zgodne z waszym uwarunkowaniem. Będziecie widzieć Chrystusa, Buddę lub kogokolwiek, w kogo wierzycie. Im mocniej wierzycie, tym silniejsze będą wasze wizje, projekcje waszych własnych pragnień i popędów. Tak więc jeżeli przyjemność jest miarą, gdy poszukujemy czegoś zasadniczego, na przykład prawdy, to dokonujemy projekcji tego, jakim ma być to doświadczenie. Dlatego nie ma ono już wartości. Co rozumiemy przez doświadczenie? Czy jest coś nowego lub oryginalnego w doświadczeniu? Doświadczenie to wiązka wspomnień będąca odpowiedzią na jakieś wyzwanie. Odpowiadać może ono tylko zgodnie ze swym podłożem. Im sprytniej interpretujecie doświadczenie, tym lepiej ono odpowiada. Dlatego musicie powątpiewać nie tylko w cudze doświadczenia, ale i we własne. Jeśli nie uznajecie jakiegoś doświadczenia, to nie jest ono w ogóle doświadczeniem. Każde zostało już przeżyte. Gdyby tak nie było, nie uznalibyście go. Zależnie od swych uwarunkowań uznajecie doświadczenia za dobre, złe, piękne, święte i inne. Dlatego uznanie jakiegoś doświadczenia musi być z konieczności stare. Jeśli pragniemy doświadczyć rzeczywistości, a wszyscy tego pragniemy, to musimy ją poznać, ale w chwili jej rozpoznawania już dokonujemy projekcji. Dlatego nie jest ona rzeczywista. Pozostaje bowiem nadal w polu myśli i czasu. Jeśli myśl może dotyczyć rzeczywistości, to nie może to być rzeczywistość. Nie możemy rozpoznać nowego doświadczenia. Jest to niemożliwe. Rozpoznajemy tylko to, cośmy już poznali, i dlatego, gdy mówimy, że mieliśmy nowe doświadczenie, nie jest ono wcale nowe. Poszukiwanie kolejnych doświadczeń poprzez poszerzanie pola świadomości, tak jak to niektórzy robią za pomocą psychodelicznych narkotyków, odbywa się nadal w polu świadomości, i dlatego jest bardzo ograniczone. Odkryliśmy więc podstawową prawdę, tę mianowicie, że umysł, który pragnie i szuka szerszego i głębszego doświadczenia, jest bardzo płytkim i tępym umysłem, gdyż żyje zawsze swymi wspomnieniami. Co jednak stałoby się, gdybyśmy nie mieli żadnych doświadczeń? Zależymy od doświadczeń, od wymagań sytuacji. One budzą naszą czujność. Gdyby nie było w nas konfliktów, zmian, zakłóceń, wszyscy zasnęlibyśmy mocno. Zatem bodźce są dla większości z nas konieczne. Sądzimy, że bez nich umysły nasze stałyby się ograniczone i ociężałe. Jesteśmy uzależnieni od wymagań sytuacji i od doświadczeń, bowiem stanowią one dla nas podniety i wyostrzają nasz umysł. Ale w istocie rzeczy zależność od wymagań sytuacji i doświadczenia, która utrzymuje nas w stanie pobudzenia, otępia nasz umysł i wcale nie utrzymuje go w stanie pobudzenia. Zadaję więc sobie pytanie: "Czy można być całkowicie świadomym – nie peryferyjnie pobudzonym, ale całkowicie świadomym – bez wyzwań i poza doświadczeniem?" Wymaga to wielkiej wrażliwości, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Znaczy to, że muszę być wolny od wszelkich pragnień, bo w chwili gdy pragnę, zaczynam doświadczać. Aby zaś być wolnym od pragnienia i satysfakcji, trzeba zbadać samego siebie i zrozumieć w całości naturę pragnienia. Pragnienie rodzi się z rozdwojenia. "Jestem nieszczęśliwy i muszę być szczęśliwy". W samym tylko pragnieniu szczęścia kryje się już nieszczęście. Gdy człowiek wysila się, by być dobrym, to już w samej tej dobroci zawiera się jej przeciwieństwo – zło. Wszelka afirmacja zawiera swe przeciwieństwo, a wysiłek przezwyciężania wzmacnia to, przeciw czemu jest skierowany. Gdy domagacie się doświadczenia prawdy lub rzeczywistości, to już samo to domaganie bierze się z waszego niezadowolenia z tego, co jest. Dlatego stwarza ono przeciwieństwo. A w przeciwieństwie znajduje się to, co było. Trzeba więc być wolnym od nieustannych żądań, w przeciwnym bowiem razie nie będzie końca tego ciągu rozdwojeń. Oznacza to poznanie siebie tak zupełne, że umysł już nie szuka. Taki umysł nie żąda doświadczenia. Nie może on pragnąć wyzwania, ani próbować je poznać. Nie mówi on "jestem śpiący" lub .Jestem rozbudzony". Jest całkowicie tym, czym jest. Tylko umysł zawiedziony, ciasny, powierzchowny, umysł uwarunkowany, zawsze szuka czegoś więcej. Czy można więc żyć w tym świecie bez żądań, bez nieustającego porównywania? Czy na pewno można? Ale trzeba to odkryć samemu. Badanie całej tej sprawy jest medytacją. Słowa tego używa się na Wschodzie i Zachodzie w sposób jak najbardziej niefortunny. Istnieją rozmaite szkoły medytacji, rozmaite metody i systemy. Istnieją systemy, które mówią: "Obserwuj ruch swego wielkiego palca u stopy, patrz na niego, patrz i patrz". Inne systemy zalecają siedzenie w pewnej postawie, regularne oddychanie lub ćwiczenie świadomości siebie samego. Wszystko to są podejścia mechaniczne. Jedna z metod proponuje pewne słowo i obiecuje, że jeśli będziecie je powtarzać, to przeżyjecie niezwykłe transcendentalne doświadczenie. Jest to czysty nonsens. To forma autohipnozy. Powtarzając "amen", "om" lub "coca-cola", powtarzając to bezustannie, zyskacie oczywiście pewne doświadczenie, bo pod wpływem powtarzania umysł się uspokaja. Jest to dobrze znane zjawisko, które było i jest praktykowane od tysięcy lat w Indiach, a zwie się mantra-jogą. Przez powtarzanie można sprawić, że umysł stanie się łagodny i delikatny, ale nadal będzie to małostkowy, płytki umysł. Moglibyście równie dobrze umieścić na kominku patyk ułamany w ogrodzie i ofiarowywać mu codziennie kwiatek. Jeżeli po miesiącu oddawania mu czci nie położycie pewnego dnia przed nim kwiatu, to będzie to grzech. Medytacja nie polega na dostosowaniu się do jakiegoś systemu. Nie jest stałym powtarzaniem i naśladownictwem. Medytacja nie jest koncentracją. Jednym z ulubionych chwytów niektórych nauczycieli medytacji jest zmuszanie uczniów do nauki koncentracji, to znaczy do zatrzymywania umysłu na jednej myśli i odpędzania wszystkich innych myśli. Jest to najgłupsza, ponura metoda, której może podporządkować się każdy uczeń szkolny, gdy jest do tego zmuszony. Oznacza ona, że przez cały czas podżegacie w sobie walkę pomiędzy zmuszaniem się do koncentracji a pozwalaniem na to, by umysł wędrował ku wszelkim innym rzeczom. Tymczasem powinniście cały czas zwracać uwagę na umysł, bez względu na to, dokąd wędruje. Gdy umysł wędruje, oznacza to, że interesuje się czymś innym. Medytacja wymaga zdumiewająco czujnego umysłu. Medytacja jest rozumieniem całości życia, w którym zanikły formy podziału na części. Medytacja nie jest kontrolą myśli, gdy bowiem myśl podlega kontroli, rodzi konflikt w umyśle. Jeśli jednak zrozumiecie strukturę i pochodzenie myśli, o czym była już mowa, to myśl nie będzie przeszkadzać. Medytować to być świadomym każdej myśli i każdego uczucia, nie mówić nigdy, że są słuszne lub niesłuszne, lecz tylko obserwować je i posuwać się za nimi. W toku tej obserwacji zaczynacie rozumieć cały ruch myśli i uczuć. Rezultatem świadomości jest milczenie. Milczenie wymuszone przez myśl jest zastojem, jest martwe, ale milczenie, które przychodzi, gdy myśl zrozumiała swój początek, swą naturę, gdy zrozumiała, dlaczego żadna myśl nie jest nigdy wolna, a zawsze jest stara, takie milczenie jest medytacją. Podmiot medytujący jest całkowicie nieobecny, jeśli umysł opróżnił się z przeszłości. Jeżeli czytaliście uważnie całą godzinę, to była to medytacja. Jeśli natomiast kilka słów lub pojęć z niej zostawiliście sobie do przemyślenia na później, to już nie była to medytacja. Medytacja jest stanem umysłu, w którym spogląda on na wszystko z pewną uwagą, całkowitą uwagą, a nie częścią uwagi. Nikogo z was nie można nauczyć, jak być uważnym. Jeśli zgodnie z jakimś systemem uczycie się, jak być uważni, to jesteście wtedy uważni w stosunku do tego systemu, ale to nie jest uwaga. Medytacja jest jedną z największych sztuk w życiu, może największą, i żadną miarą nie można się jej nauczyć od nikogo. To jest zresztą jej pięknem. Nie dysponuje ona żadną techniką i dlatego nie ma autorytetu. Gdy uczycie się siebie samych, obserwujecie siebie, obserwujecie drogę, którą chodzicie, sposób, w jaki jecie, to, co mówicie, gdy zauważacie w sobie plotkarstwo, nienawiść, zazdrość – jeśli jesteście świadomi tego wszystkiego w sobie, wszystkiego bez wyboru – stanowi to część medytacji. Medytować więc można w autobusie, w lesie pełnym światła i cieni, słuchając śpiewu ptaków lub patrząc na twarz swej żony lub dziecka. W zrozumieniu medytacji jest miłość, a miłość nie jest wytworem systemów, nawyków, czy też skutkiem stosowania jakiejś metody. Miłości nie można rozwijać za pomocą myśli. Miłość może się zjawić, gdy jest zupełne milczenie, milczenie, w którym podmiot medytujący jest całkowicie nieobecny. Umysł może zachować milczenie tylko wtedy, gdy zrozumiał swój ruch w postaci myśli i uczuć. Aby zrozumieć ten ruch myśli i uczuć, obserwacja musi być wolna od potępiania. Taka obserwacja jest ćwiczeniem, ale jest to ćwiczenie płynne, wolne, nie wynika z konformizmu.
W życiu, jakie prowadzimy, przeważnie bardzo mało jest samotności. Nawet gdy jesteśmy sami, życie nasze pozostaje pod tyloma wpływami, przygniatane jest taką masą wiedzy, tyloma wspomnieniami, niepokojami, niedolami i konfliktami, że nasz umysł staje się coraz bardziej tępy, coraz mniej wrażliwy, i działa jednostajnie i rutynowo. Czy w ogóle bywamy samotni? Czy może wciąż dźwigamy na sobie całe to brzemię dnia wczorajszego? Jest pewna ładna opowieść o dwóch mnichach, którzy wędrowali od wsi do wsi. Napotkali oni siedzącą na brzegu rzeki dziewczynę, która płakała. Jeden z nich podszedł do niej i zapytał: "Siostro, czemu płaczesz?" Odpowiedziała: "Widzisz ten dom na drugim brzegu? Wcześnie rano przeszłam przez rzekę bez trudności, ale teraz woda wezbrała i nie mogę wrócić. Nie ma tu łodzi". "Och, to żaden kłopot", powiedział mnich. Podniósł ją, przeniósł przez rzekę i postawił na drugim brzegu. Obaj mnisi ruszyli dalej w drogę. Po kilku godzinach drugi mnich rzekł: "Bracie, ślubowałeś, że nigdy nie dotkniesz kobiety. Popełniłeś straszny grzech. Czy doznałeś przyjemności, dotykając tej niewiasty?" Zapytany mnich odpowiedział: "Ja ją przeniosłem przed kilkoma godzinami, a ty ją jeszcze niesiesz!" To właśnie i my robimy. Niesiemy swe brzemię przez cały czas. Nigdy go nie zrzucamy, nigdy nie pozostawiamy za sobą. Jedynie wtedy, gdy zwracamy uwagę na jakiś problem i natychmiast go rozwiązujemy, nie odkładając go na następny dzień czy następną minutę, pojawia się samotność. Wtedy, nawet jeżeli mieszkamy w przeludnionym domu lub znajdujemy się w autobusie, jesteśmy samotni. A ta samotność świadczy o świeżym, nieskażonym umyśle. Być wewnętrznie samotnym i mieć w sobie przestrzeń jest bardzo ważną sprawą, bo oznacza wolność bycia, pójścia dokądkolwiek, działania, wolność lotu. Ostatecznie, dobroć może rozkwitać tylko w przestrzeni, a cnota może rozkwitać tylko tam, gdzie jest wolność. Możemy mieć polityczną wolność, a wewnętrznie nie być wolni i przez to nie mieć przestrzeni. Żadna cnota, żadna zaleta nie może rozwijać się i "działać" bez wielkiej przestrzeni wewnątrz nas. Przestrzeń i milczenie są niezbędne, bo tylko umysł samotny, nie podlegający wpływom, nie ćwiczony, nie krępowany niezliczonym bogactwem doświadczeń, może dojść do czegoś całkiem nowego. Można bezpośrednio dostrzec, że tylko umysł milczący może być jasny, przejrzysty. Głównym celem medytacji na Wschodzie jest osiągnięcie takiego stanu umysłu. Chodzi o opanowanie myśli, a to dzięki nieustannemu powtarzaniu modlitw w celu uspokojenia umysłu. Można mieć nadzieję, że w tym stanie zrozumie się wszystkie problemy. Ale nie widzę, w jaki sposób umysł mógłby być teraz spokojny, jeśli nie położy się fundamentu, którym jest wolność od strachu, wolność od smutku, niepokoju i wszystkich pułapek, które sami sobie stawiamy. Jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy do przekazania. Warunkiem naszego porozumiewania się jest nie tylko to, abyście rozumieli słowa, których używam, lecz także aby obie strony, wy i ja, były uważne w tym samym czasie, a nie chwilę później lub wcześniej, i zarazem zdolne do spotkania się na tym samym poziomie. Takie porozumiewanie się nie jest możliwe, gdy interpretujecie to, co czytacie, zgodnie ze swą wiedzą, dążeniem do przyjemności, opiniami, a także gdy – by mnie zrozumieć – dokonujecie ogromnego wysiłku. Wydaje mi się, że jedną z największych przeszkód w życiu jest ta stała walka o osiągnięcie, zdobycie lub pozyskanie czegoś. Od dzieciństwa uczy się nas zdobywać i osiągać. Już same komórki mózgu narzucają ów schemat zdobywania i wymagają tego, by zapewniać sobie bezpieczeństwo fizyczne. Psychiczne bezpieczeństwo nie mieści się jednak w ramach zdobywania. Domagamy się bezpieczeństwa we wszystkich naszych stosunkach, postawach i czynnościach, ale – jak widzieliśmy – w rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo. Odkrycie dla siebie samego, że nie istnieje żadna forma bezpieczeństwa w relacjach międzyludzkich, zrozumienie, że psychicznie nie ma nic trwałego, stwarza całkiem odmienny stosunek do życia. Oczywiście, tzw. zewnętrzne zabezpieczenie jest ważne – dach nad głową, ubranie, pożywienie – ale to zewnętrzne zabezpieczenie ulega zniszczeniu wskutek pragnienia bezpieczeństwa psychicznego. Przestrzeń i milczenie są niezbędne, by wyjść poza ograniczenia świadomości, ale w jaki sposób umysł, który nieustannie jest tak zajęty swoimi osobistymi sprawami, może stać się spokojny? Można go wyćwiczyć, opanować, urobić, ale takie tortury nie uspokoją umysłu, tylko otępią. To oczywiste, że samo dążenie do ideału, którym jest spokojny umysł, nie ma wartości, gdyż im bardziej naciskacie na umysł, tym ciaśniejszy i bardziej ociężały się staje. Wszelka forma kontroli, podobnie jak tłumienie, prowadzi jedynie do konfliktu. Tak więc samokontrola i zewnętrzna dyscyplina nie są właściwymi metodami. Nie jest tym także życie niezdyscyplinowane. Życie większości z nas jest zewnętrznie zdyscyplinowane – dzięki wymaganiom społeczeństwa, rodziny; w rezultacie naszych własnych cierpień; dzięki przystosowywaniu się do ideologicznych czy innych wzorców – i ten rodzaj dyscypliny to rzecz najbardziej zabójcza. Dyscyplina powinna być wolna od zewnętrznej kontroli, od tłumienia i jakiejkolwiek formy strachu. W jaki sposób może powstać taka dyscyplina? To nie dyscyplina jest najpierw, potem zaś wolność. Wolność jest na samym początku, a nie na końcu. Rozróżnianie tej wolności, która jest wolnością od konformizmu dyscypliny, jest już samą dyscypliną. Sam fakt uczenia się jest już dyscypliną (etymologicznym znaczeniem słowa "dyscyplina" jest "nauka"), sam akt uczenia się staje się przejrzysty. Zrozumienie całej natury i struktury kontroli, tłumienia i pobłażania sobie, wymaga uwagi. Nie musicie narzucać sobie dyscypliny, aby ją studiować, bowiem sam akt studiowania stwarza własną dyscyplinę, a nie jest wynikiem ucisku. Aby odrzucić autorytet (mowa tu o autorytecie psychologicznym, a nie prawnym) wszelkich religijnych organizacji, tradycji i doświadczenia, trzeba wiedzieć, dlaczego normalnie się ich słucha. Trzeba to zbadać. Aby jednak badać czy studiować, niezbędna jest wolność od potępiania, usprawiedliwiania, opiniowania czy uwielbiania. Nie można uznawać danego autorytetu, a mimo to go badać. To niemożliwe. Aby przestudiować całą psychologiczną strukturę autorytetu, trzeba wolności. Gdy studiujemy, zaprzeczamy całej tej strukturze, a gdy zaprzeczamy, już sama negacja okazuje się światłem umysłu uwolnionego od autorytetu. Negacja wszystkiego, co uchodziło za wartościowe, na przykład zewnętrznej dyscypliny, zewnętrznego przewodnictwa, idealizmu, oznacza studiowanie tego. Wówczas sam akt studiowania staje się nie tylko dyscypliną, lecz także jej negacją, a samo odrzucenie okazuje się pozytywnym aktem. W ten sposób negujemy wszystko, co jest uważane za ważne, aby tylko doprowadzić umysł do spokoju. Widzimy więc, że nie kontrola, nie opanowanie prowadzi do spokoju. Nie jest też umysł spokojny, gdy tak pochłania go jakiś przedmiot, że umysł się w nim zatraca. Przypomina on wtedy dziecko, któremu dano ciekawą zabawkę. Uspokaja się, ale odbierzcie mu zabawkę, a natychmiast wróci do psot. Wszyscy mamy swoje zabawki, które pochłaniają nas, i sądzimy, że jesteśmy bardzo spokojni. Jeśli człowiek oddaje się jakiejś formie działalności – naukowej, literackiej czy jakiejkolwiek innej – oznacza to tylko, że chwilowo pochłania go jego ulubiona zabawka, ale on sam wcale nie jest spokojny. Jedyne milczenie, jakie znamy, to cisza, gdy ustaje hałas lub gdy ustaje myśl. Ale to nie jest milczenie. Milczenie jest czymś całkowicie innym, podobnie jak piękno, podobnie jak miłość. Milczenie nie jest wytworem spokojnego, cichego umysłu, nie jest wytworem komórek mózgowych, które zrozumiały całą swą strukturę i rzekły: "Na Boga, bądź cicho!" Komórki mózgowe same wytwarzają milczenie, ale ono też nie jest milczeniem. Milczenie nie jest również rezultatem uwagi. Kiedy obserwator jest przedmiotem obserwacji, oznacza to, że nie ma wtedy tarcia, ale to też nie jest milczenie. Oczekujecie ode mnie, bym opisał, czym jest milczenie, tak abyście mogli je z czymś porównać, jakoś zinterpretować, zabrać ze sobą i gdzieś schować. Niestety, nie można go opisać. To, co można opisać, jest znane, a wolność od znanego może się pojawić tylko wtedy, gdy każdego dnia człowiek umiera dla znanego, dla cierpień i pochlebstw, dla wszystkich wytworzonych przez siebie wyobrażeń, dla wszystkich swoich doświadczeń – gdy każdego dnia umiera tak, że komórki mózgu stają się świeże, młode, nieskażone. Ale i ta niewinność, ta świeżość, ta cecha delikatności i szlachetności nie tworzy miłości. To milczenie, które nie jest milczeniem następującym po ustaniu hałasu, jest tylko początkiem. Podobne jest ono do przechodzenia przez mały otwór, za którym znajduje się niezmierzona przestrzeń oceanu, niezmierzony, nie znający czasu stan. Tego nie da się wytłumaczyć słowami, ani pojąć dopóty, dopóki nie zrozumiecie całej struktury świadomości oraz znaczenia przyjemności, smutku i rozpaczy, a komórki mózgu same się nie uspokoją. Wtedy dotrzecie może do tej tajemnicy, której nikt wam nie potrafi objawić, ani nic nie może zniszczyć. Żywy umysł to cichy umysł. Żywy umysł nie ma środka, a tym samym przestrzeni i czasu. Taki umysł jest nieograniczony, i to jest jedyna prawda, jedyna rzeczywistość.