Najnowsze wpisy, strona 242


paź 18 2008 PLOTKI l ZGRYZOTY
Komentarze: 0

Jakże uderzająco są do siebie podobne! Jedne i drugie rodzą się z niespokojnej, rozproszonej myśli. Umysł pełen niepokoju i powierzchniowej ruchliwości lubuje się w różnorodnych i ciągle zmieniających się wyrazach i działaniach; musi być wciąż czymś zajęty, pożąda coraz silniejszych wrażeń i zmiany przedmiotów przyciągających jego uwagę; a plotki i obmowy tego wszystkiego mu dostarczają. Zajmowanie się plotkami jest antytezą wrażliwości i głębszego odczuwania. Mówienie o innych, czy to źle czy dobrze, jest ucieczką od siebie, a ta z kolei staje się przyczyną rozedrgania myśli. Wszelka ucieczka jest z samej swej natury pełna niepokoju. Większość ludzi zajmuje się z upodobaniem cudzymi sprawami; wyraża się to między innymi w chętnym czytaniu niezliczonych czasopism, które zapełniają cale szpalty opisami kradzieży, zabójstw, rozwodów itp. Interesuje nas co inni o nas myślą, chcemy więc i o nich wszystko wiedzieć; liczymy się z ich opinią, stąd powstają różne, brutalne i subtelne, formy snobizmu i hołdowania autorytetom. I rozpraszamy się coraz bardziej, uzależniając się od rzeczy zewnętrznych; a wewnątrz szerzy się w nas pustka. Im więcej uwagi kierujemy ku zewnątrz, tym więcej potrzebujemy wrażeń i rozrywek, a ich wpływ czyni całą psychikę niespokojną, a myśl rozproszoną, nie zdolną do głębszych odkryć i dociekań. Zajmowanie się plotkami to wyraz rozedrgania myśli; ale samo powstrzymywanie się od nich nie dowodzi że umysł jest cichy. Cisza i spokój umysłu nie rodzą, się z jakiegokolwiek zaprzeczenia czy wyrzeczenia się, przychodzą one wraz z rozumieniem tego co jest. Aby zrozumieć to co jest trzeba być niesłychanie czujnym i ogarniać w lot każdą rzecz, bowiem to co jest nie pozostaje w bezruchu, nie jest nigdy statyczne. Większość z nas nie czułaby wcale że żyje gdybyśmy się wciąż o coś nie kłopotali i nie martwili; nieustanne borykanie się z trudnościami jest dla wielu ludzi jakby potwierdzeniem ich własnego istnienia. Po prostu nie możemy sobie wyobrazić życia bez jakiejś troski czy kłopotu, i zdaje się nam że im więcej nas pochłania jakaś sprawa, tym żywsi jesteśmy i bardziej aktywni. A przecie nieustanne naprężenie myśli zajętej jakimś problemem -najczęściej przez nią samą stworzonym - tylko nuży umysł i stępia wrażliwość. Co jest przyczyną tego nieustającego zaabsorbowania myśli jakąś trudnością lub zagadnieniem? Czy kłopotanie się, jakby cięgle przeżuwanie, trosk i zmartwień może coś pomóc i rozwiązać? Czy też odpowiedź na nurtujące nas zagadnienie przychodzi sama gdy myśl się ucisza? Ale większości ludzi spokój i cisza myśli wydają się czymś przerażającym; boją się takiej ciszy w sobie, bo któż wie co się z niej może nagle, nieoczekiwanie wyłonić, a ciągłe troskanie się o coś jest przed tym ochroną. Psychika która się obawia odkrywać w sobie nieoczekiwane musi z konieczności utrzymywać postawę obronną, a nieustanne kłopotanie się jest jej samoobroną. Powierzchniowe warstwy naszego umysłu stały się nazbyt ruchliwe i rozedrgane pod wpływem otaczających warunków, przyzwyczajeń, oraz ciągłego naprężenia; życie współczesne wzmaga tę zewnętrzną ruchliwość i rozproszenie, i to się zmienia również w formę samoobrony. Wszelka postawa obronna jest rodzajem oporu i utrudnia rozumienie. Kłopotanie się o coś jak i plotkowanie jest na pozór wyrazem żywego i głębszego zainteresowania, ale przy bliższym badaniu przekonujemy się iż wcale nie wynika z żywości odczuwania, lecz po prostu z chęci wrażeń i podniet; te wciąż się zmieniają dlatego też przedmioty naszych trosk jak i obmów są coraz to inne. Ale ta zmiana jest tylko zmodyfikowane formą tego samego. Zarówno plotki jak i zgryzoty mogą zniknąć dopiero wówczas, gdy zrozumiemy przyczyny rozproszenia myśli. Samoopanowywanie, ćwiczenia i urabianie myśli nie sprowadzą spokoju, tylko stępią i zacieśnią umysł i zmniejszą naszą wrażliwość. Ciekawość nie prowadzi do rozumienia, przychodzi ono wraz z poznawaniem siebie. Człowiek który cierpi nie jest niczego ciekaw; sama ciekawość wraz z jej spekulatywnymi odmianami, stanowi przeszkodę w samopoznaniu. Spekulacje myślowe jak i ciekawość dowodzą tylko niepokoju i rozedrgania myśli; a rozproszony choćby najzdolniejszy umysł niweczy szczęście i rozumienie.

hjdbienek : :
Audio 
paź 18 2008 Marek Grechuta - Dni, ktorych nie znamy
Komentarze: 0

! WWW.POLSKIE-MP3.TK ! marek grechuta - dni, ktorych nie znamy - zlota kolekcja - 01. niepewnosc

hjdbienek : :
paź 18 2008 Świat Według M-o-n-s-a-n-t-o 01/11
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Audio 
paź 17 2008 Aled Jones - You Raise Me Up (Popera)
Komentarze: 0

Aled Jones - You Raise Me Up (Popera)

hjdbienek : :
paź 17 2008 Halucynogenna Szyszynka
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 17 2008 UTOŻSAMIANIE SIĘ
Komentarze: 0

 

 

Co jest przyczyną, że identyfikujemy się z czymś poza sobą, z grupą,

organizacją, narodem? Dlaczego nazywam siebie chrześcijaninem,

hindusem czy buddystą, albo zostają członkiem którejś z niezliczonych

sekt? Należymy do tej czy też innej, religijnej albo politycznej grupy, dzięki

tradycji lub przyzwyczajeniu, dzięki własnemu impulsowi lub przesądom,

czy też z lenistwa albo naśladownictwa. A wzorując się na innych

utożsamiamy się z daną grupą, co kładzie kres wszelkiej twórczej myśli i

rozumieniu; i człowiek staje się pionkiem w rękach partyjnego czy

religijnego kierownika, albo swego ulubionego przywódcy.

Parę dni temu ktoś powiedział iż czuje się wyznawcą Krishnamurtiego, o

kimś innym zaś wspomniał, że tamten należy do innej grupy. Ale mówiąc

to nie zdawał sobie zupełnie sprawy, co znaczy taka przynależność; a nie

był to wcale człowiek niemądry, był kulturalny, oczytany, rozsądny, nie był

też sentymentalny i nie traktował spraw emocjonalnie, raczej odwrotnie,

patrzył jasno i trzeźwo.

Dlaczegóż został wyznawca, Krishnamurtiego ? Najpierw szedł za

wzorem innych, należał do rozmaitych grup i organizacji, aż wreszcie

poczuł się nimi znużony i znalazłszy nowego człowieka stał się jego

wyznawcą i z nim się utożsamił. Ze słów jego można było wywnioskować

że swe poszukiwania uważa za skończone. Zarzucił kotwicę, i na tym

kończy swe wędrówkę odkrywczą. Wybrał i nic już nie będzie mogło

ruszyć go z tego stanowiska. Zapuści teraz wygodnie korzenie i będzie

stosował się z żarliwością do wszystkiego co było już, lub jeszcze będzie

powiedziane.

Czy takie utożsamianie się z innym człowiekiem jest dowodem miłości?

Czy obejmuje ono odkrywcze eksperymentowanie? Czy może odwrotnie,

wszelkie utożsamianie się kładzie kres miłości i samodzielnemu

odkrywaniu? Wszak identyfikowanie się z czymkolwiek bądź jest formą

posiadania, stwierdzaniem własności, a czyż uczucie posiadania nie jest

zaprzeczeniem miłości? Uważać coś za swą własność to upewnić się w

poczuciu bezpieczeństwa, otaczać się murem, który nas chroni i czyni

niedosięgalnym. W każdym utożsamianiu się kryje się zawsze mniej lub

bardziej subtelny opór, a czyż miłość jest rodzajem samoobronnego

oporu? Czy miłość może w ogóle istnieć tam gdzie jest samoobrona?

Miłość jest bezbronna, giętka, odbiorcza, jest najwyższą wrażliwością, a

identyfikowanie się niweczy wszelką wrażliwość; nie idzie ono nigdy w

parze z miłością, jedno wyklucza drugie. Identyfikowanie się z

czymkolwiek bądź jest w samym swym założeniu procesem myślowym,

który dąży do zabezpieczenia się i ekspansji; w tym procesie stawania się

czymś, człowiek musi bronić się i sprzeciwiać, posiadać i odrzucać; może

w nim zdobyć więcej sprytu i twardości, ale cóż to ma wspólnego z

miłością? Utożsamianie się niweczy wolność, a tylko w pełnej swobodzie

może istnieć ta najwyższa forma wrażliwości jaką jest miłość.

Czy identyfikowanie się z czymś jest potrzebne aby móc odkrywać i

eksperymentować? Czy sam akt poddania się czemuś, czy komuś, nie

ucina wszelkiej możliwości dociekliwego badania ? Nie można doznać

szczęścia jakie rodzi się z prawdy, gdy nie eksperymentujemy w

odkrywaniu siebie. A identyfikowanie się uniemożliwia odkrywczość; jest

ono jedną z odmian lenistwa; jest jakby doświadczaniem zastępczym -

poprzez kogoś innego - a więc czymś sztucznym i nieprawdziwym.

Aby móc samemu doświadczać, trzeba skończyć z wszelkim

utożsamianiem się, jak i ze strachem; lęk uniemożliwia prawdziwe

doznania. A u podłoża wszelkiego utożsamiania się - z człowiekiem,

grupą, ideologią, czy teorią - kryje się zawsze strach. Lęk zawsze się

czemuś przeciwstawia, coś tłumi, budzi chęć samoobrony; a w tym stanie

czyż można się puścić na nieznane morza? Nie da się znaleźć prawdy i

szczęścia jeżeli nie podejmiemy takiej odkrywczej wędrówki, badając

drogi i działania naszego "ja". Wszak nie można odpłynąć od brzegu

stojąc na kotwicy. Utożsamianie się jest schronem. A wszelkie schronienie

wymaga obrony; a to, co jest bronione niszczeje szybko. Identyfikowanie

się z czymkolwiek sprowadza nieodmiennie swe własne zniszczenie; stąd

powstają ustawiczne starcia i konflikty pomiędzy różnymi wiernościami.

Im bardziej staramy się utożsamić z czymś albo odwrotnie walczymy

przeciw temu, tym większe powstają w nas przeszkody ku rozumieniu.

Gdy jasno zdamy sobie sprawę z całego procesu utożsamiania się z

różnymi, zarówno zewnętrznymi jak wewnętrznymi, czynnikami i

zrozumiemy że jego zewnętrzne wyrazy są tylko projekcją naszej własnej

wewnętrznej chęci i potrzeby, dopiero wówczas prawdziwe odkrywanie i

radość stają się możliwe. Ale człowiek, który się z czymś na stałe

utożsamił, nigdy nie pozna wolności. A tylko w wolności jawi się Prawda.

hjdbienek : :
Audio 
paź 17 2008 Aled Jones - Agnus Dei - Mozart
Komentarze: 0

Aled Jones - Agnus Dei - Mozart ('Kronung Messe' K317)

hjdbienek : :
paź 17 2008 Tajemnice Biblii - Jezus - Inne Spojrzenie...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
paź 17 2008 I. 1. TRZECH ŚWIĄTOBLIWYCH EGOISTÓW
Komentarze: 0

 

 

 

 

 

 

Przed paru dniami przyszło do mnie trzech świątobliwych egoistów.

Pierwszy był

 

Sanjasinem, (tj.

człowiekiem, który się wyrzekł świata); drugi

orientalistą, a zarazem wyznawcą wszechludzkiego braterstwa; trzeci

pracował z całym przekonaniem nad urzeczywistnieniem wspaniałej

utopii. Każdy z nich był całkowicie oddany swej pracy i patrzył z góry na

działalność i postawę życiową innych ludzi, każdy też czerpał natchnienie

i siły z własnych przekonań. Wszyscy trzej byli namiętnie przywiązani do

swych poglądów, a w każdym na swój sposób zaznaczała się dziwna

bezwzględność.

Mówili mi - zwłaszcza ów utopista, - iż gotowi są wyrzec się wszystkiego

dla swych przekonań, nawet siebie i przyjaciół poświecić. Byli na pozór

łagodni i skromni - najbardziej ten od braterstwa - a jednak była w nich

jakaś twardość, nieczułość serca i owa szczególna nietolerancja,

właściwa ludziom którzy się czują czymś lepszym od innych. Uważali się

za wybranych, którzy są powołani do wskazywania drogi innym bowiem

sami posiedli wiedzę i są pewni swej słuszności.

Sanjasin

 

w toku poważnej rozmowy, stwierdził że przygotowuje się do

następnego żywota. Obecny - mówił - może mu dać niewiele, albowiem

potrafił już przeniknąć na wskroś wszystkie światowe ułudy i oswobodzić

się od doczesnych spraw. Przyznawał iż ma pewne wady, oraz trudności

w koncentracji, ale - dodał - w następnym wcieleniu musi dorosnąć do

ideału, który już dziś widzi przed sobą. Całe jego zainteresowanie i

energia skupiały się w przekonaniu iż ma się stać kimś wybitnym w

następnym swym życiu. Rozmawialiśmy dość długo a on wciąż podkreślał

z naciskiem doniosłość jutra, przyszłości. Przeszłość - mówił - istnieje

tylko w związku z przyszłością, a teraźniejszość jest jeno przejściem w

przyszłość; "dziś" może być ciekawe tylko przez wzgląd na jutro. Gdyby to

jutro nie istniało, po cóż byśmy mieli podejmować jakiekolwiek wysiłki?

Można by równie dobrze wegetować, lub jak cielę trwać w miłym spokoju.

Całe życie było dlań nieustannym przesuwaniem się przeszłości w

przyszłość poprzez chwilową teraźniejszość; powinniśmy więc używać jej

- mówił, - aby się stać w przyszłości człowiekiem wybitnym - silnym,

rozumnym, współczującym. Zarówno teraźniejszość, jak przeszłość

przemijają, ale w jutrze dojrzewa owoc. Podkreślał wciąż iż dziś jest jeno

szczeblem i nie należy o nie zbytnio się troszczyć, ani mu nadawać

wielkiego znaczenia, trzeba natomiast widzieć jasno ideał jutra przed sobą

i wytrwale ku niemu dążyć, a osiągnie cię cel. Teraźniejszość

niecierpliwiła go i męczyła niewymownie.

Wyznawca braterstwa był bardziej wykształcony, używał też bardziej

poetycznego języka; umiał świetnie operować słowami, mówił łagodnie,

miękko i przekonywująco. On również stworzył idealny obraz siebie w

przyszłości. Musi stać się nie byle kim. Idea ta wypełniała jego serce,

toteż już zawczasu starał się gromadzić swoich przyszłych uczniów.

Śmierć - mówił - jest piękna, gdyż zbliża nas do tej boskiej wizji nas

samych w przyszłości; a myśl o niej czyni nam życie w tym brzydkim i

smutnym świecie znacznie łatwiejszym.

Pragnął gorąco przetwarzać i upiększać świat i pracował szczerze dla

urzeczywistnienia braterstwa ludzi. Uważał iż ambicja wraz z

nieodłącznym od niej okrucieństwem i amoralnością jest nieodzowna na

tym świecie gdzie wszak należy niejednego dokonać; twierdził również, iż

chcąc prowadzić różne organizacyjne prace, trzeba - niestety - mieć dość

twardą rękę. Praca nasza jest ważna, - mówił - gdyż ma pomagać

ludzkości, więc każdy kto się jej przeciwstawia musi być odsunięty -

oczywiście łagodnie. Organizacja stworzona dla wykonywania tej pracy

ma najwyższą wartość, toteż nie możemy dopuścić aby jej utrudniano.

"Inni mają swoje drogi i metody - dodał, - ale w istocie nasza jest

najważniejsza, a każdy kto nam w tej pracy przeszkadza, nie jest jednym

z nas."

Utopista był dziwnym połączeniem idealisty i człowieka na wskroś

praktycznego. Ewangelią jego nie było dawne, lecz nowe; w to

 

nowe

wierzył bez zastrzeżeń. Twierdził, iż wie co przyszłość niesie, albowiem ta

nowa ewangelia dokładnie ja, przepowiedziała. Planem jego było najpierw

szerzyć zamęt, a potem organizować i przeprowadzać swoje.

Teraźniejszość - mówił - jest zgniła, trzeba ją zburzyć doszczętnie i

dopiero po zniszczeniu jej coś nowego zbudować. Trzeba poświęcić

teraźniejszość dla jutra; człowiek przyszłości jest ważny, los człowieka

dzisiejszego ma małe znaczenie. "Wiemy dobrze, jak stworzyć tego

człowieka przyszłości" - mówił - "możemy z łatwością ukształtować jego

umysł i urobić serce, ale aby dokonać czegoś dobrego, musimy wpierw

zdobyć władzę; gotowi jesteśmy poświęcić siebie i innych, aby stworzyć

nowy porządek na świecie; zniszczymy każdego, kto nam stanie na

drodze, bowiem jakość środków nie ma żadnego znaczenia; cel uświęca

wszystkie środki".

"Dla osiągnięcia ostatecznego celu tj. pokoju, można używać każdej formy

gwałtu i przymusu; dla zapewnienia swobody jednostce w przyszłości,

ucisk i tyrania są dziś nieuniknione. Gdy pochwycimy władzę w swe ręce,"

- stwierdzał - "będziemy używali wszelkiego rodzaju przymusu, byle za

wszelką cenę zbudować nowy porządek na świecie; by zorganizować

bezklasowe społeczeństwo, nie mające żadnych kapłanów. Nie odstąpimy

nigdy od naszej podstawowej tezy, zjednoczyliśmy się z nią całkowicie,

ale będziemy zmieniać strategię i taktykę w zależności od zmieniających

się warunków. Planujemy, organizujemy i działamy w jednym celu: by

zniszczyć człowieka dzisiejszego, a stworzyć człowieka jutra".

Sanjasin,

 

wyznawca braterstwa i utopista, wszyscy trzej żyją dla jutra, dla

przyszłości. Nie mają, w zwykłym tego słowa znaczeniu, wygórowanych

ambicji, nie pragną zaszczytów, bogactwa, sławy czy uznania; ambicje ich

są o wiele subtelniejsze. Utopista utożsamił się z pewną grupą i wierząc w

jej siłę był pewien iż jest zdolna nadać nowy kierunek życiu całego świata;

wyznawca braterstwa marzył o wzniesieniu się na wyżyny; a

 

Sanjasin

o

osiągnięciu swego celu - doskonałości. Wszyscy trzej są pochłonięci

swym własnym stawaniem się, rozwojem i ekspansją swego "ja". I nie

dostrzegają że właśnie te pragnienia

 

zaprzeczeniem pokoju,

braterstwa, prawdziwego szczęścia.

Ambicja w jakiejkolwiek formie - żywiona w imieniu grupy, czy z

pragnienia osobistego zbawienia lub duchowych osiągnięć - jest

tłumieniem i odwlekaniem bezpośredniego czynu. Pragnienie wybiega

zawsze w przyszłość; chęć stania się czymś jutro, kiedyś, w przyszłości,

hamuje czyn w "dziś". A właśnie "dzisiaj" o wiele więcej znaczy aniżeli

jutro; chwila obecna zawiera całość czasu; dogłębne zrozumienie tego

wyzwala nas z więzów czasu. Stawanie się czymś dokonuje się zawsze w

czasie, jest jego przedłużaniem, a więc i przedłużaniem męki. Stawać się

jest czymś zgoła innym aniżeli

 

być.

Być można tylko w teraz, a wejść w

stan

 

bytu

jest największą z przemian. Stawanie się czymś jest jeno formą

ciągłości, przedłużaniem czasu; a przemiana dogłębna i całkowita, może

dokonać się tylko w "

 

teraz"; tylko w teraz można być

.

hjdbienek : :
Audio 
paź 17 2008 Muzyka relaksacyjna - Burze Grzmoty I Blyskawice...
Komentarze: 0

Muzyka relaksacyjna - Burze Grzmoty I Blyskawice

hjdbienek : :