Komentarze: 0
Nadal stoimy wobec wielkiego pytania: "Co zrobiłem, by zmienić siebie?" Mam wam do przekazania zaskakującą niespodziankę, znakomita nowinę! Nie musicie nic robić w tej sprawie. Im więcej działań zaczniecie podejmować w tym kierunku, tym będzie dla was gorzej. Jedyne, co macie zrobić, to zrozumieć. Pomyśl o kimś, z kim mieszkasz lub z kim pracujesz, kogo nie lubisz, kto wzbudza w tobie negatywne uczucia. Spróbuję pomóc ci w zrozumieniu tego, co w tobie się dzieje. Po pierwsze, musisz zrozumieć, że negatywne uczucia istnieją wewnątrz ciebie. Ty jesteś za nie odpowiedzialny, nikt inny. Ktoś inny na twoim miejscu zachowałby całkowity spokój i pełny luz wobec tej osoby. Nie działałaby ona w najmniejszym stopniu na niego. Na ciebie jednak działa. A teraz, zrozum następną rzecz: tę mianowicie, że czegoś żądasz. Masz pewne oczekiwania wobec tej osoby. Czy potrafisz to sobie uzmysłowić? Powiedz do tej osoby: "Nie mam prawa niczego od ciebie żądać." Mówiąc tak odrzucasz swe oczekiwania. "Nie mam żadnego prawa czegokolwiek od ciebie żądać. Będę oczywiście bronił się przed skutkami twych działań czy nastrojów, czy czegokolwiek, ale możesz być tym, czym ty chcesz. Nie mam prawa stawiać ci żadnych żądań." Zauważ, co się z tobą dzieje, kiedy to mówisz. Czy wyczuwasz w sobie jakiś opór przed wypowiedzeniem tych słów? Mój Boże, ile jeszcze będziesz mógł odkryć tajemnic dotyczących twego "mnie". Pozwól wyjść na jaw temu małemu dyktatorowi, tyranowi siedzącemu w tobie. Myślałeś, że jesteś potulnym barankiem, prawda? Nie, ja jestem tyranem i ty nim także jesteś. Mała wariacja na temat: ja jestem osłem i ty jesteś osłem. Ja jestem dyktatorem i ty jesteś dyktatorem. Chcę rządzić twoim życiem za ciebie, chcę ci powiedzieć bardzo dokładnie czego oczekuję; jaki masz być, jak masz się zachowywać, i lepiej jeśli będziesz zachowywał się zgodnie z tym, co mówię, w przeciwnym bowiem razie znienawidzisz samego siebie. Pamiętaj o tym, co mówiłem - wszyscy są lunatykami. Pewna kobieta opowiadała mi, że jej syn zdobył nagrodę w szkole. Była to nagroda za osiągnięcia w nauce i sporcie. Cieszyła się bardzo z osiągnięć syna, ale kusiło ją, by mu powiedzieć: "Nie chełp się za bardzo tą nagrodą, bo ci to zaszkodzi wówczas, gdy nadejdzie czas, że przestaniesz być tak dobry." Jej problem polegał na tym, co zrobić, by ustrzec syna przed przyszłym rozczarowaniem, nie gasząc jego radości doznawanej w bieżącej chwili. Mamy nadzieję, że kiedy ona sama dojrzeje, to i on zrozumie, o co tu chodzi. Tu nie idzie o to, czy ona mu to powie. Raczej o to, kim ona w końcu się stanie. Wtedy zrozumie. Wówczas będzie wiedziała, co i kiedy powiedzieć. Nagroda była wynikiem rezultatów osiągniętych we współzawodnictwie, które może być okrutne, jeśli zbudowane jest na nienawiści do samego siebie i innych. Ludzie osiągają dobre samopoczucie dzięki złemu samopoczuciu innych, poprzez pokonywanie innych. Czyż nie jest to obrzydliwe? Ale dla domu wariatów jakże znamienne! Pewien amerykański lekarz opisał skutki współzawodnictwa w swoim życiu. Pojechał na studia medyczne do Szwajcarii, gdzie studiowało wielu Amerykanów. Niektórzy z nich przeżyli szok, w momencie gdy zobaczyli, że nikt nie wystawia tam stopni, nie wręcza żadnych nagród, nie ma listy dziekańskiej, brak też "pierwszych" oraz "drugich" na roku. Na rok następny przechodziło się albo nie. "Niektórzy z nas - pisze - nie mogli się po prostu z tym pogodzić. Zaczęliśmy paranoicznie podejrzewać, że jest w tym jakiś haczyk". Część z nich przeniosła się do innych uczelni. Ci, którzy pozostali, odkryli nagle coś dziwnego, czego nigdy nie zauważyli na uniwersytetach amerykańskich: studenci, najlepsi studenci pomagali innym w nauce, dzielili się swymi sukcesami. Jego syn studiuje w amerykańskiej Akademii Medycznej i opowiada na przykład, jak to w laboratorium studenci często demontują mikroskop - w taki sposób, by następny po nich musiał stracić kilka minut na nastawienie ostrości. Współzawodnictwo. Muszą zwyciężyć, muszą być doskonali. Przytacza też piękną historyjkę, która jest prawdziwa, choć może być traktowana jako doskonała metafora. Było w Ameryce takie małe miasteczko, którego mieszkańcy zbierali się wieczorem, aby sobie pomuzykować. Mieli saksofonistę, perkusistę i skrzypka. Byli to ludzie w starszym wieku. Gromadzili się wspólnie dla towarzystwa i czystej radości muzykowania, choć w tej materii nie byli specjalnie dobrzy. Cieszyli się wspólnie spędzonym czasem, aż do momentu gdy postanowili wybrać nowego dyrygenta, pełnego ambicji i energii. Nowy dyrygent powiedział im: - Słuchajcie, musimy przygotować koncert dla miasta. Stopniowo pozbywał się osób, które grały gorzej, wynajął zawodowych muzyków, którzy zastąpili starych. Stworzył orkiestrę z prawdziwego zdarzenia, a nazwiska wszystkich muzyków umieszczono w miejscowej gazecie. Czyż to nie cudowne znaleźć się w gazecie? Postanowili więc przenieść się do innego miasta i tam grać. Ale niektórzy ze starych członków orkiestry ze łzami w oczach mówili: - Jakże wspaniale było dawnej, kiedy graliśmy źle, ale z radością. W ich życie wkradło się okrucieństwo, ale nikt go nie rozpoznał. Widzicie, jakimi lunatykami są ludzie! Niektórzy z was pytali mnie, co miałem na myśli, mówiąc: "Rób swoje i bądź sobą, to jest w porządku". Ale ja będę się bronił, będę sobą. Innymi słowy, nie pozwolę sobą manipulować. Będę żył swoim życiem, szedł swoją drogą, pozwolę sobie na swobodę myślenia po swojemu, na niepodążanie za swymi skłonnościami i pożądaniami. I będę ci mówił: "Nie", jeśli nie przyjmę twego towarzystwa. Nie dlatego, że wzbudzasz we mnie negatywne uczucie. Bo już nie wzbudzasz. Nie masz nade mną władzy. Mogę po prostu pragnąć, by być z kimś innym. Jeśli więc zapytasz: "Może poszlibyśmy do kina?" Odpowiem: "Przykro mi, chcę iść z kimś innym. Wolę jego towarzystwo." I to jest w porządku. Mówienie ludziom "nie" jest wspaniałą rzeczą, jest to część przebudzenia. Przebudzenie to życie nie według reguł narzucanych mi przez innych, ale zgodnie z tym, jak tobie się wydaje. I zrozum, to nie jest egoizm. Egoizmem jest wymaganie od innych, by żyli życiem, które akurat tobie wydaje się najwłaściwsze. To jest egoizm. Żyć swoim życiem nie jest egoizmem. Egoizm zawiera się w żądaniu, by ktoś żył zgodnie z twoimi upodobaniami, żył dla twojej próżności, dla twego zysku i twojej przyjemności. To jest naprawdę samolubstwo. Tak więc będę chronił samego siebie. Nie będę czuł się zobligowany do bycia z tobą, nie będę czuł się zobowiązany do przytakiwania twoim gustom. Jeśli twoje towarzystwo będzie miłe, będę się nim cieszył - nie uzależniając się od niego. Ale nie unikam cię już z powodu jakichkolwiek negatywnych uczuć, które we mnie wzbudzasz. Nie masz już takiej mocy. Przebudzenie powinno być niespodzianką. Kiedy czegoś się nie spodziewasz, a to się zdarza, czujesz się zaskoczony. Kiedy żona Webstera przyłapała go na tym, że całował pokojówkę, powiedziała mu, że jest bardzo zaskoczona. Webster był jednak pedantyczny w doborze właściwych słów (jest to zupełnie zrozumiałe u autora słowników), tak więc odpowiedział: "Nie, kochanie, ja jestem zaskoczony. Ty jesteś zdumiona!" Dla niektórych przebudzenie staje się celem samym w sobie. Podporządkowują mu całe swe życie. Mówią: "Nie będę szczęśliwy, dopóki nie osiągnę przebudzenia". W takim przypadku lepiej pozostać tam, gdzie się jest i po prostu być świadomym sposobu swego bycia. Zwykła świadomość jest szczęściem w porównaniu z przymusem reagowania przez cały czas na wszystko. Ludzie reagują tak szybko, bo nie osiągnęli zrozumienia. Przyjdzie czas, że zrozumiesz, że są chwile, kiedy będziesz reagował w ukierunkowany sposób, nawet przy pełnej świadomości. W miarę poszerzania świadomości reagować będziesz coraz rzadziej, a więc i działać będziesz coraz mniej. Ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Pewien uczeń powiedział swemu guru, że udaje się w jakieś odległe miejsce, by pomedytować i ma nadzieję, że osiągnie tam oświecenie. Przysyłał więc swemu guru co sześć miesięcy wiadomości o tym, jakie czyni postępy. Pierwsza informacja brzmiała: "Teraz rozumiem, co to znaczy zatracić siebie". Guru podarł kartkę i wyrzucił ją do kosza na śmieci. Po następnych sześciu miesiącach otrzymał następną relację: "Teraz osiągnąłem wrażliwość na wszystkie istoty". Guru podarł i to. Trzecia wiadomość dotyczyła kolejnych postępów: "Teraz pojąłem tajemnice jedności i wielości". I ta kartka została podarta. Trwało to tak przez lata, aż w końcu nie nadeszła żadna wiadomość. Po pewnym czasie guru zainteresował się ponownie losem ucznia i kiedy jakiś podróżnik udawał się w tamte strony, poprosił go, by dowiedział się, co stało się z tym człowiekiem. Otrzymał wreszcie informację od ucznia. Napisał on: "A jakie to ma znaczenie?" Kiedy guru to przeczytał, powiedział: - Dokonał tego! Udało mu się w końcu! Udało! Pewien żołnierz na polu bitwy upuścił swój karabin na ziemię, podniósł leżący kawałek papieru i przez czas jakiś mu się przyglądał. Następnie pozwolił, by skrawek papieru upadł z powrotem na ziemię. Później poszedł w inne miejsce i uczynił to samo. Koledzy sądzili, że niepotrzebnie naraża się na niechybną śmierć i potrzebuje pomocy. Umieszczono go w szpitalu i zapewniono opiekę najlepszego psychiatry. Nie przynosiło to jednak żadnych efektów. Wędrował po salach i podnosił kawałki papieru, przyglądał im się bezmyślnie i pozwalał spadać na ziemię. W końcu uznano, że wojsko powinno się go pozbyć. Wezwano go więc i wręczono zaświadczenie o zwolnieniu z armii. Wziął je bezmyślnie do ręki, spojrzał na nie i wykrzyknął: - To jest to! Właśnie to! Wreszcie znalazł to, czego szukał. Tak więc zacznijcie uświadamiać sobie swój własny stan, jakikolwiek by on nie był. Przestańcie odgrywać rolę dyktatora. Przestańcie zmuszać siebie do przyjmowania jakiegokolwiek kierunku. Wówczas pewnego dnia pojmiecie, że dzięki zwykłej świadomości osiągnęliście to, do czego przedtem tak usilnie i nadaremnie dążyliście.