Archiwum marzec 2009, strona 2


mar 25 2009 Trzeba mieć świadomość możliwości
Komentarze: 0

Czy niełatwo przychodzi nam przełknąć wyobrażenie o podłączaniu się do przyszłej wiedzy? Niewiele mogą tu zmienić nawet najbardziej niezwykłe teorie fizyczne. Potrzebny byłby bardziej konkretny argument, aby nabrać wewnętrznej pewności, że praca z wahadełkiem pozwala też spoglądać w przyszłość, celowo, czy „przypadkiem". Można przytoczyć wiele niepodważalnych przykładów świadczących o prekognicji. Z natury mają one jednak charakter wizji, olśnień, inspiracji itd. i tylko w najrzadszych przypadkach wynikają z zastosowania określonej techniki, porównywalnej z użyciem wahadełka (albo różdżki). Dlatego nie będziemy bliżej rozpatrywać klasycznych przypadków jasnowidztwa - jakkolwiek by były zdumiewające. Dla początkujących adeptów wahadełka istotne znaczenie mogłaby mieć seria naukowych doświadczeń, w wyniku których okazałoby się, że z powodzeniem może istnieć coś takiego jak „praktyczny dostęp" do prekognicji. Świadomy i nieświadomy! Amerykański fizyk niemieckiego pochodzenia, dr Helmut Schmidt, jako pierwszy przeprowadził komputerowe badania zdolności paranormalnych. Noszące jego nazwisko maszyny funkcjonują opierając się na radioaktywnym rozpadzie izotopu strontu 90. Dzięki temu wyniki osób badanych można zestawić z wartościami przypadkowymi, absolutnie niemożliwymi do sfałszowania. System jest dobrze zabezpieczony przed błędami w obsłudze i próbami oszustwa. Nie jest natomiast zabezpieczony przed niespodziankami. Eksperyment opracowany w laboratorium doktora Schmidta w Ourham (Karolina Północna) podzielono na etapy. Najpierw badani musieli odgadnąć, która z czterech lamp się zapali. Ponieważ zapalaniem ich sterował układ izotopowy, podlegało ono twardym prawom statystyki. Zgodnie z nimi osobom badanym wolno było prawidłowo przewidzieć 25 procent zdarzeń. Faktycznie jednak odsetek ten wyniósł 27 procent. A więc spośród 63 000 prób liczba prawidłowych przekraczała dozwoloną o 700. Następnie eksperymentator kazał uczestnikom świadomie wywrzeć wpływ na zapalanie się lamp. Tu również stwierdzono niewielką, ale znaczącą odchyłkę, a mianowicie 53 procent zamiast oczekiwanych 50. Z żelazną konsekwencją dążąc w eksperymentowaniu do przekroczenia granic tego, co fantastyczne, dr Schmidt wprowadził zmianę w ostatnim doświadczeniu. Na zapalanie się lamp wpływały procesy przypadkowe już nie bezpośrednio, ale za pośrednictwem taśm magnetycznych, na których zapisano ustalone wcześniej sygnały. Wskutek tego bezpośredni wpływ (przez psychokinezę) był tak samo wykluczony, jak modyfikacja akcji filmu na kinowym ekranie. Ku największemu zdumieniu naukowców zupełnie nic się nie zmieniło. Osoby badane nadal były w stanie przewidzieć, które lampy „zmuszą" do zapalenia się w co najmniej 53 procentach przypadków, co może nie wygląda zbyt imponująco, ale jednak wystarcza, aby zadać śmiertelny cios każdej próbie racjonalnego wytłumaczenia. Jeśli odrzucić wszystkie wyjaśnienia absurdalne, naciągane albo zwalające wszystko na niedokładność pomiaru, to pozostanie tylko jedna jedyna możliwość: prekognicja. Uwrażliwieni uczestnicy eksperymentu sądzili wprawdzie, że wpływają na lampy telekinetycznie (co było niemożliwe), jednak w rzeczywistości „tylko" znowu wcześniej wiedzieli, co za chwilę się zdarzy. Trzeba sobie wreszcie uświadomić, co to właściwie oznacza: ni mniej ni więcej tylko niesamowity fakt, że duch człowieka może dokonywać cudów, które drwią sobie z wszelkich wyjaśnień naukowych. Dzieje się to w dodatku nieświadomie, a nierzadko mimochodem. Prawdopodobieństwo przypadkowego uzyskania wspomnianego wyniku - choć z pozoru wydaje się on tak skromny -wynosi od 1: 10 mln do 1 :500 mln, nie wspominając już nawet o tym, że, jak widać, człowiek może przepowiadać przebieg przyszłych procesów zachodzących wewnątrz atomu, co jest absolutnie niemożliwe dla nowoczesnej fizyki, czy raczej, co uznaje ona za niemożliwe. W rozpatrywanym przypadku jest dość pewne, że mamy do czynienia z rodzajem wewnętrznego procesu samoregulacji, dzięki któremu automatycznie jest wybierana prawidłowa metoda w celu wykonania zadania, bez względu na to, co wydaje się danej osobie, że robi albo zamierza zrobić. Badani przez doktora Schmidta uważali, że stosują psychokinezę, ale ich podświadomość wiedziała lepiej, jak można rozwiązać problem... Podobnie zapewne jest w przypadku radiestezji. Zadajemy odpowiednie pytanie, nasz wewnętrzny odbiornik budzi się do działania, sam się reguluje, a następnie zgłasza się za pośrednictwem wahadełka albo różdżki. Jeśli uważnie spojrzeć na dziedzinę badań parapsychologicznych, to można spostrzec, że ten mechanizm działa w wielu przypadkach. Tylko prawdopodobnie jest rzadko rozpoznawany. Profesor Samuel George Soal , brytyjski wykładowca matematyki na University College w Londynie, który w 1945 r. jako pierwszy w Anglii otrzymał promocję na podstawie rozprawy o parapsychologii, a w latach 1949 - 1951 był przewodniczącym renomowanego Society for Psychical Research, w 1939 r. zetknął się aż dwukrotnie z tym zaskakującym fenomenem, który niewątpliwie kryje się nie zauważony w wielu opisach eksperymentów. Seria doświadczeń z pewną gospodynią domową nazwiskiem Gloria Stewart początkowo nie przynosiła rezultatów. Wydawało się, że nie jest zdolna odbierać obrazów przesyłanych do niej drogą telepatii. W trakcie tego z pozoru nieudanego eksperymentu profesor Soal nagle zrozumiał, ku swemu ogromnemu zdurnieniu, że ta gospodyni domowa osiąga wysoki pułap trafnych odpowiedzi, tylko że zawsze odnoszą się one do następnego obrazu. Ponieważ badający panią Stewart wybierał motywy do przesłania na chybił trafił, więc długo trwało, zanim dostrzeżono, że zdolność postrzegania pozazmysłowego u badanej osoby wybiega w przyszłość. Często przytaczany przypadek nie wchodził w rachubę jako wyjaśnienie z racji częstości trafnych przepowiedni. Identyczny przebieg miały badania fotografa Basila Shackletona, o czym informuje profesor Soal w swoim sprawozdaniu. W obecności kilku znanych naukowców z Society for Psychical Research badany wykazał zdolność określenia symbolu na karcie, która miała być następna. Wynik ten mógł osiągać dowolnie często, przy czym nie miało znaczenia, czy w eksperymencie stosowano znane karty Rhine-Zenera, czy też karty z obrazkami, kolorami albo charakterystycznymi słowami. Przewidywania Shackletona były zawsze ścisłe pod każdym względem, i to z dokładnością 1: 1035 (jedynka z trzydziestoma pięcioma zerami). Profesor C.D. Broad z Cambridge pisał o eksperymencie S.G. Soala, który nawiasem mówiąc należał do najdokładniej kontrolowanych doświadczeń, jakie w tym czasie były możliwe: „Nie może być wątpliwości, że wyniki takie rzeczywiście osiągnięto i że zostały one prawidłowo opisane. Pewne jest także, że prawdopodobieństwo przypadkowego zbiegu okoliczności wyrażałoby się tu stosunkiem jeden do kilku miliardów i że przedstawione zdarzenia stoją w sprzeczności z jednym albo kilkoma elementarnymi prawami fizyki". Bez końca można by spekulować szukając odpowiedzi na pytanie, co niekiedy skłania naszą podświadomość do wykonywania wcale nie żądanych „ćwiczeń pilności". Dla nas jednak ważne jest stwierdzenie, że nie powinniśmy sobie łamać głowy nad tym, w jaki sposób nasz duch ostatecznie wykonuje zadanie, oraz że możliwe jest metodyczne patrzenie w przyszłość (nawet jeśli nie mamy od początku takiego celu). Szczególne znaczenie ma zarazem metoda tego wyprzedzania czasu, którą niemal trzeba nazwać „rzemiosłem" . Właśnie do tego rzemiosła w dziedzinie radiestezji chcemy się zbliżyć. Mamy na względzie, że tak powiem, wiedzę tajemną na użytek domowy. O ile np. przy rysowaniu horoskopu najpierw mamy do czynienia z techniką, a potem dokonywana jest, w istocie intuicyjna, ocena, to radiestezja po większej części polega na praktyce (kiedy już raz została zbudowana wewnętrzna baza duchowa. Elementarnym składnikiem tej bazy jest umiejętność rozpoznawania i akceptowania wszystkich możliwości wahadełka i różdżki. Możemy spokojnie przyjąć tezę, że za pomocą wahadełka (a w pewnej mierze także różdżki) daje się badać nawet przyszłość. Duch człowieka ma zdolność wybiegania do przodu - o tym mogliśmy się właśnie przekonać- a więc nie ma powodu, by się dobrowolnie ograniczać samemu. Wykorzystajmy po prostu nieograniczone możliwości wahadełka, jakiekolwiek ostatecznie byłoby ich podłoże. W każdym razie pewne jest, że wiedza o wszystkim, co się zdarzyło i co się zdarzy, wchodzi w skład niepojętej wiedzy kosmicznej, z którą można się połączyć. W gruncie rzeczy radiestezja nie ma określonych granic. Można ją stosować w każdej wyobrażalnej dziedzinie. Pozwala ona odsłaniać (prawdziwy) charakter człowieka, oceniać szanse kariery, znaleźć partnera albo zbadać istniejący związek (może być prawdziwym „barometrem miłości"), odnajdywać zaginione osoby i przedmioty, wydobywać na światło dzienne przyczyny cierpień duchowych i fizycznych, sprawdzać działanie lekarstw, przydatność żywności i używek, analizować problemy rodzinne, wykrywać niewierność partnera, przezwyciężać kłopoty finansowe, pomagać w wyborze właściwego zawodu itd. Trzeba mieć jedynie świadomość tych wszystkich możliwości. Przedstawimy kilka impulsów pomagających w wypracowaniu pytań i we wszechstronnym użyciu wahadełka. Wahadełko stosowane pomysłowo i konsekwentnie może faktycznie przyczynić się do szczęścia w miłości, uwolnienia od trosk finansowych, zyskania dobrego samopoczucia i bezpieczeństwa. Decydującym słowem jest i pozostanie właśnie słowo „może". Na razie jednak jesteśmy jeszcze przy ćwiczeniach praktycznych, na pierwszym planie znajduje się jeszcze instrumentarium i technika. Dopiero potem przyjdzie kolej na zastosowania. Instrumentarium to wahadełko dowolnego rodzaju (jak już wspominaliśmy, dotyczy to także różdżki). Technika wydaje się prosta, ale taka nie jest. Wspominaliśmy już, że najpierw trzeba stworzyć „język" porozumienia między wahadełkiem a radiestetą.

hjdbienek : :
Clipy 
mar 24 2009 Helmut Lotti - La Paloma 2004
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Nauka 
mar 24 2009 What The Bleep ?! Down The Rabbit Hole 13/14...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
mar 24 2009 Ćwiczenie czyni mistrza
Komentarze: 0

Wkroczyliśmy w dziedzinę radiestezji. Całą resztę określa przysłowie: „Ćwiczenie czyni mistrza". Właściwie wszystko to wydaje się całkiem proste, niemal zbyt proste. Nawet jeśli nasza podświadomość może się włączyć w pool wiedzy czy informacji, przenikający nasz kosmos tak samo jak miriady neutrin, również nie zauważanych przez nikogo, to zaprezentowana tu metoda uzyskiwania dostępu do owych zamkniętych stref naszej psychiki wydaje się śmiesznie prosta. A przecież wielu ludzi spędza całe lata u psychoterapeutów, uzyskując niekiedy tylko bardzo niedoskonały dostęp do swojej sfery nieświadomości. Czasem to się wcale nie udaje. A tu przy użyciu wahadełka coś takiego ma być możliwe od razu i bez zachodu? W latach siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych Ameryki powstał całkowicie nowy system terapii, w którym praktykuje się dokładnie to, o czym tu przez cały czas mówimy: dialog z podświadomością. Nazwano to „programowaniem neurolingwistycznym" (w skrócie NLP); metoda ta zdążyła się już stać niebagatelnym czynnikiem w psychologii i psychiatrii (i nie tylko tam...). Duchowymi ojcami systemu są słynni terapeuci Milton H. Erickson, Fritz Pearls i Virginia Satir, a swoje obecne rozpowszechnienie zawdzięcza on psychologom Richardowi Bandlerowi i Johnowi Grinderowi. Niesłychanie silne i natychmiastowe działanie NLP sprawiło, że wyszło ono poza granice świata medycyny i terapii, wkraczając w takie dziedziny jak New Age, wiedza ezoteryczna, dynamika grupowa itd. Wprawdzie fachowcy uskarżają się, że NLP ignoruje podłoże procesów nieświadomych i „jedynie" rozwiązuje konflikty (za to szybko, bezboleśnie i dokładnie), usuwa blokady i błyskawicznie unieszkodliwia nawet najcięższe kompleksy, jednak pacjentom specjalnie to nie przeszkadza. NLP pozwalało im nieraz w ciągu kilku minut pozbyć się tego, co było dla nich udręką przez całe lata. Nawet bardzo dramatyczny zwrot wewnętrzny można zrealizować drogą tzw. reframing (reinterpretacji). Zdumiewające, ale co to ma wspólnego z radiestezją? Prawdopodobnie więcej, niż może się wydawać. W toku wspomnianego reframing - które jest absolutnie niepodważalnym procesem terapeutycznym - nawiązuje się bezpośredni kontakt ze sferą nieświadomości, komunikację w najdosłowniejszym sensie tego słowa. I to z doprawdy dziecinną łatwością (zrozumienie tej prostoty było z pewnością jedną z przyczyn zwycięskiego pochodu NLP). Komunikacja ta w istocie nie mogłaby być prostsza: pytamy naszą nieświadomość - a ta odpowiada. Oczywiście nie można sobie tu wyobrażać żadnej normalnej rozmowy prowadzonej w duchu, choćby dialogu w rodzaju: „Cześć, podświadomość, chciałbym z tobą pogadać o moich problemach. Nie masz nic przeciw temu?" „Jasne, stary, wal śmiało, już najwyższy czas, żebyś mi zadał kilka pytań". W rzeczywistości przebieg rozmowy jest nie całkiem taki - ale i nie tak zupełnie inny. W praktyce komunikacji służy wiele sygnałów, które się najpierw uzgadnia z nieświadomością. Zwracamy się do niej np. w następujący sposób: „Pytam tę część mojej świadomości, która jest odpowiedzialna za zachowanie X (tu wymieniamy to, co przysparza problemów danej osobie): czy byłabyś gotowa skomunikować się ze mną i dać mi lepiej poznać mój problem? Jeśli tak, daj mi jakiś znak". Następnie wsłuchujemy się we własne wnętrze. Jeśli podświadomość odpowiada, daje nam znak: czujemy dzwonienie w prawym uchu, strzyka nas duży paluch u nogi albo czujemy jeszcze co innego. To jest początek komunikacji. Dalszymi pytaniami i instrukcjami ustalamy kod sygnałowy rozmowy (prosimy o wzmocnienie sygnału początkowego dla powiedzenia TAK, albo on sam z siebie słabnie, gdy podświadomość chce zasygnalizować NIE itd.). Jeśli nie od razu wszystko się uda, można zmieniać sformułowania i stale zbliżać się do celu. W pewnym momencie powstaje kontakt i nie jest przypadkiem, że wykazuje on pewne pokrewieństwo z komunikacją z nieświadomością via wahadełko (lub różdżka). Ta powierzchowna dygresja na temat fascynującej, rewolucyjnej dziedziny programowania neurolingwistycznego pokazała, że nasza nieświadomość wcale nie jest niedostępna. Trzeba się tylko do niej zwrócić bezpośrednio (i oczywiście wiedzieć jak). Za pomocą NLP wydobywamy to, co w nas jest, a za pomocą radiestezji to, co do nas dociera. Kosmos pełen odpowiedzi Po okresie nauki i ćwiczeń, trwającym rozmaicie długo, większość adeptów radiestezji nabierze pewnej rutyny w wywoływaniu specyficznych reakcji wahadełka. Przyjmujemy odpowiednią postawę, pozwalamy naszemu duchowi „przewietrzyć się" kilka minut, a następnie zaczynamy coraz bardziej koncentrować się na wahadełku. Zazwyczaj kierujemy do niego jednocześnie pytanie albo każemy mu dać jakiś znak. Przeważnie wkrótce pojawiają się pożądane reakcje. Wiąże się z tym problem, jak „prawidłowo" pytać, który w przypadku radiestezji ma dodatkowy wymiar i wskutek tego jeszcze się nasila. Najlepiej zademonstruje to pewien przykład. Zgubiliśmy klucz i chcemy się dowiedzieć, gdzie on jest. Wydawałoby się, że nic w tym trudnego. Wystarczy pozostać na elementarnej płaszczyźnie prostych odpowiedzi TAK - NIE. Można sądzić, że nawet początkujący nie ma tu się na czym potknąć. Beztrosko zaczynamy lokalizować zgubiony przedmiot. Załóżmy dla uproszczenia, że osoba pytająca nie popełnia zbyt często błędów. A więc: Pytanie: Czy klucz jest w domu? Odpowiedź: TAK. Pytanie: Czy jest w jednym z pomieszczeń na parterze? Odpowiedź: TAK. Pytanie: Czy jest w pokoju dziennym? Odpowiedź: NIE. Pytanie: Czy jest w kuchni? Odpowiedź: TAK. Pytanie: Czy jest w szafce kuchennej? Odpowiedź: TAK. Pytanie: Czy jest w górnej szufladzie? Odpowiedź: NIE. Pytanie: Czy jest w środkowej szufladzie? Odpowiedź: NIE. Oddychamy w duchu z ulgą: klucz został znaleziony, bo szafka kuchenna ma tylko trzy szuflady. A więc musi to być najniższa z nich. Pytanie: Czy jest w dolnej szufladzie? Odpowiedź: NIE. Dezorientacja. Przecież nie popełniliśmy żadnego błędu, trop był jasny i zrozumiały. Dlaczego teraz wahadełko twierdzi, że klucza nie ma także w dolnej szufladzie? Czy więc nie ma go jednak w szafce kuchennej, co się tu właściwie dzieje? Odpowiedź jest prosta: pytaliśmy w niewłaściwy sposób. Przedstawiony przykład pokazuje nie tylko, jak od razu można zacząć pracę z wahadełkiem, zanim jeszcze przyjdzie kolej na szczegóły (z którymi się zaraz zapoznamy), ale też, jakie są tu ukryte pułapki. W zaistniałejsytuacji zagadkę może wyjaśnić proste pytanie kontrolne (które zarazem ujawni specyfikę radiestezji). Brzmi ono: Czy klucz w jakimkolwiek momencie był w dolnej szufladzie szafki kuchennej? Prawdopodobnie otrzymamy odpowiedź TAK. Jedną z najbardziej nieoczekiwanych stron radiestezji jest bowiem jej niezależność od czasu i miejsca. Hipotetyczny ocean informacji przenika najwidoczniej nie tylko przestrzeń, ale i czas. Można przechwytywać informacje nie tylko z teraźniejszości, ale także z przeszłości (i przyszłości!). Trzeba stale sobie zdawać sprawę z tego faktu i tak zadawać pytania, aby uzyskać pewność. Radiesteci, którzy nie biorą tego pod uwagę, mogliby niejedno powiedzieć o problemach, jakie stąd wynikają. Nierzadko np. lokalizowano na mapie ukryty skarb tylko po to, by stwierdzić, że już dawno został stamtąd zabrany. To dalsza poszlaka wskazująca na to, że wspomniane abstrakcyjno-naukowe teorie faktycznie mogą tu być słuszne...

hjdbienek : :
Clipy 
mar 23 2009 Helmut Lotti - A Whiter Shade Of Pale 2003...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Nauka 
mar 23 2009 What The Bleep ?! Down The Rabbit Hole 12/14...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
mar 23 2009 Łączność z morzem informacji
Komentarze: 0

Znany pisarz angielski Colin Wilson, który wiele publikuje na temat nauk interdyscyplinarnych i dziedzin pokrewnych (jego chyba najbardziej znanym dziełem jest The Decult), pisze o takim przeżyciu w swojej książce Beyond the Decult. W 1972 r. badał on zdolności Roberta Leftwicha, znanego różdżkarza. Pod kierunkiem Leftwicha Wilson próbował zlokalizować podziemną żyłę wodną. Z różdżką w ręku poszedł przodem i oddalił się od Leftwicha, który odwrócił się do niego tyłem. Kiedy Colin Wilson znalazł się nad podziemnym ciekiem wodnym, różdżka w jego ręku zadrżała. W tej samej chwili Leftwich zawołał: „Stop, jest pan dokładnie na miejscu!", mimo że patrzył w przeciwnym kierunku. Co prawda normalnie nie mamy takiego wsparcia. Na szczęście udaje się i bez tego. Tak więc znowu jesteśmy przy temacie. Trzeba się otworzyć, zajmować tymi zagadnieniami itd. - to nie są zbyt jasne wskazówki. Co konkretnie powinno się zrobić? Całkiem po prostu posługiwać się wahadełkiem. Na początek raczej nie zaleca się uprawiania różdżkarstwa, a poza tym wahadełko daje generalnie większe możliwości (szczególnie do użytku domowego). Także w fazie nauki... Szkoła podstawowa: jak prawidłowo posługiwać się wahadełkiem. Wspomniany już angielski archeolog Te. Lethbridge odnosił sukcesy posługując się jako wahadełkiem kulką z leszczynowego drewna zawieszoną na sznurku o długości przeszło jednego metra; tymczasem inny różdżkarz, Willie Donaldson z Yorkshire, stosuje w charakterze „różdżki" monetę jednopensową, która w momencie odebrania sygnału zaczyna podskakiwać na jego wyciągniętej płasko dłoni. Przykłady można ciągnąć w nieskończoność, charakteryzując całą dziedzinę radiestezji. Wynika stąd w tym momencie następujący przyjemny wniosek: problem materiału możemy pominąć i nie musimy się zastanawiać, jakiego wahadełka użyć. Wprawdzie spotykane są najróżniejsze rodzaje i formy wahadełek, wprawdzie różnią się one materiałem (niektórzy radiesteci przysięgają, że muszą one być ze złota albo srebra), wprawdzie dyskutuje się na temat wagi, długości sznurka i innych spraw - jednak to wszystko nie stanowi de facto rzeczywistego problemu. Oczywiście, prawie każdy radiesteta pracuje tylko ze swoim wahadełkiem i gdyby użył cudzego, uzyskałby zapewne skromne albo zgoła żadne wyniki, ale nie zależy to od tego, czy korzysta z właściwego wahadełka, ale od jego decyzji wyboru jednego egzemplarza z bogatej palety. Staje się on wtedy jego wahadełkiem, a zatem prawidłowym dla niego (gdyby tak nie było, istniałby tylko jeden jedyny rodzaj wahadełka nadającego się do pracy, o ściśle określonych wymiarach, materiale, kształcie, masie itd.). A więc całkiem po prostu wybieramy takie wahadełko, jakie nam odpowiada. Nie będziemy wprowadzać dodatkowego zamieszania podziałem wahadełek na syderyczne (gwiazdowe) i fizyczne (ziemskie). Podział ten jest bowiem sztuczny i wynika z dążenia człowieka do systematyzacji, nie zaś z natury radiestezji. Jeszcze raz powtórzmy: dobre jest każde wahadełko, nawet klucz zawieszony na sznurku albo podobny przedmiot. Teraz praktyka. Jak najlepiej trzymać wahadełko? Istnieją najróżniejsze postawy. Najpowszechniej stosuje się chyba najpraktyczniejszy sposób trzymania nitki albo łańcuszka między kciukiem a palcem wskazującym ręki pracującej (tak więc leworęczni bynajmniej nie są pokrzywdzeni). Równie dobrze nitka wahadełka może być zakończona pętelką albo pierścieniem, które wsuwamy na wyciągnięty palec (zazwyczaj wskazujący), tak aby wahadełko zwisało jak hak dźwigu. Wszystko zgodnie z osobistym gustem. Ważne jest tylko, aby wahadełko zwisało swobodnie i mogło się bez przeszkód poruszać. Można korzystać z wahadełka na stojąco albo siedząco - jeśli ktoś koniecznie chce, to także na leżąco. Zwykle jednak wybiera się postawę siedzącą. Powinni z niej korzystać początkujący. Siedzimy zatem przy stole, ze zgiętym ramieniem, a wahadełko zwisa na nitce albo łańcuszku na wysokości kilku centymetrów nad blatem stołu albo nad przedmiotem, na którym chcemy się wprawiać. Teraz kolej na część duchową. Jej także nie powinno się zaczynać bez należytego przygotowania. Jest oczywiste, że ćwiczeń z wahadełkiem nie będziemy robić pospiesznie w czasie przerwy obiadowej. Nie powinniśmy się do nich także zmuszać, kiedy jesteśmy w stresie, w nerwach, świeżo po kłótni albo gwałtownym wzburzeniu. To samo zalecenie dotyczy oczekiwanych konfliktów i ciężkich zmartwień: trzeba wtedy dać sobie spokój z radiestezją. Nie mając czasu i spokojnej głowy nie warto w ogóle zaczynać. Choć zabrzmi to trywialnie, trzeba powiedzieć, że ranne ptaszki nie powinny się posługiwać wahadełkiem wieczorem i odwrotnie. Tak więc warunki wstępne zostały spełnione. Najpierw staramy się całkiem rozluźnić i uspokoić wewnętrznie. Zacięta koncentracja ze ściśniętymi szczękami daje skutek odwrotny, ponieważ właśnie nie pozwala się rozluźnić. Po kilku minutach swobodnego błądzenia myślami, kiedy już poczujemy się rozluźnieni, zaczynamy w duchu przemawiać do naszego wahadełka, na przykład: „Wahadełko, pokaż mi, kiedy będziesz gotowe do udzielenia odpowiedzi" . Przez jakiś czas nic nie będzie się działo, potem jednak w większości przypadków wahadełko zacznie wykonywać ruchy. Najpierw będą one słabe i trudne do zauważenia, potem jednak bardziej zdecydowane. Czy przez to już otworzyliśmy okno do wiedzy kosmicznej? Trochę je uchyliliśmy, ale powstała tylko wąska szczelina. To postępowanie przypomina jeszcze wspomniane ćwiczenie podstawowe, w którym można wywołać dowolne ruchy wahadełka, co jednak demonstruje rzeczywiście tylko tyle, że ręka się porusza na rozkaz ducha. Mimo tych podobieństw chodzi tu o dalszy krok, zmierzający w zupełnie innym kierunku. Stosuje się przy tym jedynie tę samą technikę. „Sztuczka" polega na odwróceniu zasady. Najpierw dowiedliśmy nieświadomego oddziaływania na wahadełko, a teraz żądamy od niego, aby nas poinformowało, jeśli przypadkiem znajdziemy się „na tej samej długości fali" z jakimś fragmentem informacji, snującym się po czasoprzestrzeni. Podobne zjawiska dokonują się najwidoczniej nieustannie, tylko my tego nie zauważamy albo jeśli nawet zauważamy, to tylko bardzo, bardzo mgliście. Ogarnia nas nieokreślone uczucie, nachodzą nas obce wrażenia, dziwne myśli, jesteśmy poirytowani. Takie stany szybko przemijają, podobnie jak kiedy w czasie przeszukiwania pasma częstotliwości w radioodbiorniku stale odbiera się wciąż nowe, odległe stacje, których sygnały są jednak tak niewyraźne i słabe, że trudno je usłyszeć, a pomiędzy nimi słychać tylko szumy. Należałoby więc zatrzymać się przy każdym sygnale, spróbować go wzmocnić i dokładnie dostroić odbiornik. Jak się zdaje, radiestezja jest instrumentem służącym do takiego wzmocnienia i dostrojenia. Albo inaczej, idąc dalej tropem naszego porównania, można powiedzieć, że nasze ciało, czy też raczej nasz duch, to aparat odbiorczy, a wahadełko lub różdżka to anteny, dzięki którym się dowiadujemy, że powstaje możliwość dostrojenia. Dla nas oznacza to zadanie pytania, jaka wiadomość akurat nadeszła. W tym celu jednak trzeba najpierw ustalić kod porozumiewawczy między wahadełkiem a radiestetą, można powiedzieć: wspólny język. Tak więc gdy wahadełko się odezwało, zabieramy się do wypracowania takiego języka. „Bazę rozmowy" tworzy się poleceniami takimi jak: „Pokaż mi, jak będziesz odpowiadać TAK, a jak NIE, jak dasz znać, że muszę inaczej sformułować pytanie itd..." Można by sądzić, że możliwości poruszania się wahadełka są bardzo ograniczone: dwa rodzaje krążenia oraz kołysanie się tam i z powrotem wzdłuż albo w poprzek linii poprowadzonej od nas do badanego przedmiotu. Tak jednak nie jest. W trakcie dialogu może się wykrystalizować cały system kodów (ruchy eliptyczne, koła i wahania o różnej amplitudzie i wiele innych). Ten całkowicie indywidualny alfabet stanowi osobistą komunikację z wahadełkiem. Fakt, że wielu radiestetów jest w stanie pracować tylko przy użyciu swego własnego instrumentu i musi go oczyszczać, kiedy dotknie go ktoś inny, jest, co wysoce prawdopodobne, rezultatem tylko i wyłącznie przekonania, że tak właśnie musi być. Teoretycznie każdym wahadełkiem można odebrać osobiście wypracowane sygnały, ponieważ wahadełko wzmacnia jedynie słabe sygnały ciała. W praktyce na pewno lepiej jest stosować zawsze określone wahadełko, ponieważ zażyłość i przyzwyczajenie stanowią silne czynniki psychologiczne (także w przypadku przedmiotów martwych) - a nasza psychika odgrywa dużą rolę w subtelnej sztuce radiestezji. Tak więc została wyrobiona baza rozmowy, a antena, można powiedzieć, jest wyregulowana. Teraz można by się zabrać do poszukiwania stacji, którą chcemy usłyszeć. W łączności radiowej w takim celu trzeba obracać anteną. Radiesteta ma nawet ułatwione zadanie, wystarczy, że się skoncentruje na określonym pytaniu. Najwidoczniej wtedy w jakiś sposób - nikt nie potrafi powiedzieć jak i dlaczego - duch człowieka zaczyna jak gdyby przeszukiwać astralne „pasma częstotliwości". Samo się narzuca porównanie z radarem wysyłającym coś w rodzaju duchowej wiązki fal przeczesującej wszechświat, aż trafi na poszukiwane echo. Jakkolwiek to się odbywa, wcześniej czy później zostaje znaleziona potrzebna i gdzieś przechowywana informacja. Wtedy „coś" się dzieje (można by to określić jako rezonans w najszerszym rozumieniu, jednak tu już w gruncie rzeczy opuściliśmy płaszczyznę obiegowych codziennych pojęć). Wahadełko zaczyna się poruszać. Można teraz zadawać dalsze pytania, uzyskaliśmy bowiem bezpośrednią łączność z wiedzą kosmiczną (polem morfogenetycznym, oświeceniem, kosmiczną intuicją, morzem informacji).

hjdbienek : :
Clipy 
mar 22 2009 OmSync2
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Nauka 
mar 22 2009 What The Bleep ?! Down The Rabbit Hole 11/14...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
mar 22 2009 Bezpośrednia łączność z wiedzą kosmiczną...
Komentarze: 0

W seriach doświadczeń doktora Harvalika stale napotyka się nieśmiałe wskazówki co do specyfiki sygnałów odbieranych przez radiestetów. W jednym z eksperymentów badacz ustawił różdżkarzy z zatkanymi uszami plecami do muru, po którego drugiej stronie podchodziły ukradkiem inne osoby w nieregularnych odstępach. Jednoznacznie można było stwierdzić, że nie daje się tego ukryć przed badanymi. Ich różdżki z nadzwyczajną regularnością wychylały się, ilekroć po drugiej stronie muru ktoś się zbliżył na odległość około trzech metrów. Eksperyment ten nabrał fascynującej wymowy, gdy dr Harvalik nakazał skradającym się osobom, aby myślały o podniecających sprawach. Większość, co zrozumiałe, myślała o seksie i na rezultaty nie trzeba było długo czekać: teraz radiesteci mogli wykrywać te osoby już z odległości dwa razy większej, co sygnalizowało wymowne prostowanie się różdżek do góry. Wyniki badań doktora Harvalika nierzadko kojarzą się ze zdumiewająco dokładnymi wskazaniami Mullinsa z ubiegłego wieku. Badacz wylicza wiele szczegółowych informacji uzyskanych od radiestetów, które w niczym nie ustępują trafności informacji słynnego Johna Mullinsa. Oryginalny, a dla nas szczególnie interesujący jest fakt, że dr Harvalik w trakcie przeprowadzanych eksperymentów sam u siebie odkrył zdolności różdżkarskie, i to niemałe. W Australii zdołał ze znacznej odległości zlokalizować zbiornik wody, podając nawet całkowicie ściśle jego odległość - 20 km. Inżynier hydrolog, który się zwrócił do doktora Harvalika z tym pytaniem, był tak zaskoczony trafnością informacji, że spytał jeszcze, na jakiej głębokości znajduje się woda. Dr Harvalik określił ją na 20,5 m. „Dość dokładnie - stwierdził inżynier - pomyłka wynosi tylko 2 m". Następnego dnia okazało się jednak, że to dr Harvalik miał rację i że jego słowa były całkowicie dokładne. Poziom wód gruntowych opadł bowiem o 2 m i osiągnął dokładnie podaną głębokość 20,5 m. Najwidoczniej utajone zdolności naukowca, rozbudzone w toku prowadzonych przez niego badań, mogły się mierzyć ze zdolnościami najwybitniejszych radiestetów. Badając wspomnianą sztukę wykrywania zaginionych przedmiotów przez poszukiwania ich na mapie, dr Harvalik stwierdził również i to uzdolnienie u siebie. W tym kontekście warto odnotować, że wielkie firmy wydobywające ropę naftową i surowce mineralne mają w dzisiejszych czasach na listach płac radiestetów, którzy tanim sposobem, za pomocą mapy i różdżki - a częściej wahadełka - lokalizują złoża ropy, węgla, rud metali i wiele innych. Najsłynniejszym spośród tych specjalistów jest Uri Geller. Fakt, że dzięki honorariom za udane poszukiwania stał się multimilionerem, mówi sam za siebie. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie gałęzie radiestezji, to okaże się, że potrafi ona wydobyć niemal każdą żądaną informację z wielkiej skarbnicy wiedzy, w której błądzimy po omacku z klapkami na oczach. Na przykład Szwajcar Edgar Devaux, do którego władze chętnie zwracają się o pomoc, choć robią to dyskretnie, zdołał udzielić ścisłych informacji o losie pewnej zaginionej gospodyni domowej, mając do dyspozycji jej fotografię, plan Bazylei i wahadełko. Fotografia powiedziała mu, że zaginiona już nie żyje, a na planie Bazylei ustalił miejsce zatopienia zwłok, co potwierdzili nurkowie. Jest wiele podobnych przypadków. Są one udokumentowane, przeanalizowane i zweryfikowane. Nie można ich tylko racjonalnie zanegować albo choćby wyjaśnić. T.C. Lethbridge, angielski archeolog, który do radiestezji trafił okrężną drogą przez swoją specjalność, uprawiał ją potem osobiście, wprawiając stale swoich kolegów archeologów w irytację informacjami o miejscach, gdzie należy prowadzić wykopaliska. Był on zwolennikiem teorii „specjalnych częstotliwości drgań". Liczne eksperymenty przeprowadzone przez niego samego utwierdziły go w przeświadczeniu, że aby można było odkryć jakiś obiekt, musi istnieć zgodność między nim a długością sznura (albo łańcucha), na którym jest zawieszone wahadełko. Z naukową gruntownością katalogował on długości sznura odpowiednie dla węgla, miedzi, cyny i innych substancji, a nawet trawy, owoców itp. Potwierdzenie swojej teorii upatrywał również w tej okoliczności, że wahadełko nieomylnie wskazywało mu te kamienie spośród mnóstwa innych, które przedtem „musiały coś wycierpieć" (na przykład rzucano nimi o ścianę). Kiedy Lethbridge zaczął włączać do swojego katalogu także częstotliwości drgań (długości sznura) odpowiadające sprawom abstrakcyjnym, jak miłość, seks, ewolucja, szał itd., powinien był właściwie uświadomić sobie, że zaprzągł wóz przed koniem. Można go porównać do niektórych dzisiejszych fizyków, którzy domagają się coraz to większych akceleratorów, aby odkrywać nowe cząstki elementarne, nie dostrzegając przy tym, że one są dopiero stwarzane przez coraz większe energie, którymi dysponują naukowcy. Naturalnie, katalog Lethbridge'a zawierał ścisłe dane - co prawda tylko dla niego. Albowiem - i tu wracamy do naszych własnych rozważań - to sam Lethbridge określał częstotliwości drgań, jeśli ich nawet nie znał z góry. Rolę filtra selekcyjnego spełniał jego duch, a nie długość sznura wahadełka, materiał różdżki czy jakikolwiek inny parametr, na którym oparłby on swoją teorię. Prawdopodobnie przekonanie, że jest na właściwym tropie, nie pozwalało mu jasno dojrzeć od dawna znanego faktu, że radiesteci mają swoje indywidualne kryteria albo że mogą je sobie wybrać. Jedne różdżki wychylają się przy tym samym obiekcie do góry, inne na dół, w prawo albo w lewo czy też wykonują jeszcze inne tańce. Dla zasygnalizowania odpowiedzi TAK wahadełko może się obracać w kierunku zgodnym lub przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, wahać się od prawej ku lewej albo od lewej ku prawej lub wzdłuż osi wychodzącej od ciała właściciela itd. Istnieje tu wielki wybór i radiesteci mogą go dokonywać dowolnie. Kto nie chce rozwiązywać tego problemu i woli postępować zgodnie z metodą klasyczną, również przez to naturalnie dokonuje wyboru. Ale to przecież już wiemy... Z jakiejkolwiek strony zechcemy na to spojrzeć, to my jesteśmy stacjami odbiorczymi we wszechświecie informacji, jak już dzisiaj nazywają go fizycy. Wahadełko czy różdżka spełniają jedynie rolę wzmacniacza, dzięki któremu dopiero możemy zauważyć, że otrzymaliśmy odpowiedź na nasze pytanie. Sam Wilhelm de Boer nie widział fal elektromagnetycznych wysyłanych przez namierzaną radiostację, ale informowała go o tym jego różdżka. Każdy poszczególny przypadek ilustruje przebieg zachodzących procesów: Poszukiwanie informacji... Kontakt z potrzebną informacją... Przesyłanie informacji... Reakcja cielesna przez nieświadome psychosomatyczne oddziaływanie zwrotne (wahadełko się kołysze, różdżka wychyla itd.)... Świadome postrzeganie informacji. I na koniec: Przekazywanie informacji. Jako ostatni punkt można by ewentualnie jeszcze dodać: Zaskoczenie i niedowierzanie wokół - po czym zdumienie stwierdzoną słusznością przekazanej informacji. Faktem jest, że nasze sensorium w rzeczywistości ma o wiele szerszy zakres odbioru niż normalnie doświadczamy (być może z tego względu, że nauczono nas, iż mamy tylko pięć zmysłów, do tego bardzo ograniczonych). Caspar Hauser mógł widzieć promienie podczerwone (ciepło), a Julia Worobiewa widzi promienie rentgenowskie. Podobne zjawiska występują w różnych wariantach. Tych superwłaściwości najwidoczniej nie można nabyć, są one wrodzone albo spowodowane przez specyficzne warunki - patrz przypadek Caspara Hausera. Choć wywierają duże wrażenie, to w rzeczywistości nie są nam potrzebne, a łatwo można je zastąpić urządzeniami technicznymi (które robią to lepiej). Są to jedynie poszlaki wskazujące na to, że człowiek jest najbardziej skomplikowaną - i najczulszą – „maszyną", jaka istnieje. W końcu cały wszechświat potrzebował aż około 20 miliardów lat, aby ją stworzyć. W pewien sposób stanowimy część kosmosu i możemy się z nim komunikować. Na przykład przez radiestezję. Nie dokona tego żaden przyrząd pochodzący spod ręki człowieka. Teraz na usta ciśnie się coraz natarczywiej pytanie: Jak więc to się robi? Poznaliśmy już pomoc dla początkujących, polegającą na udzielaniu w duchu wskazówek wahadełku, i stwierdziliśmy, że nie jest to jeszcze bezpośrednia łączność z wiedzą kosmiczną. Posłuszeństwo wahadełka stanowi jedynie ilustrację mimowolnego sprzężenia zwrotnego między duchem a ciałem, które sprawia, że nieświadomie wykonujemy niedostrzegalne ruchy ramionami i rękami, wskutek czego wahadełko się kołysze, kręci w kółko itd. Jak na razie wszystko jest jasne, tylko co dalej? Z pewnością dobrze jest wiedzieć, że nasze ciało przekazuje do naszej wiadomości napływające informacje np. za pośrednictwem wahadełka albo różdżki. Tylko że w dalszym ciągu nie wiemy, w jaki sposób uzyskujemy dostęp do takich wiadomości. A jednak wkroczyliśmy już na drogę prowadzącą do tego celu. Polega ona, najzwyczajniej w świecie, na zajmowaniu się tymi zagadnieniami i świadomym otworzeniu się na nie. Kontakt z praktykującym radiestetą może przyspieszyć ten proces albo go zainicjować nawet wtedy, gdy wcale nie mamy zamiaru uczyć się posługiwania wahadełkiem czy różdżką, a zajmujemy się radiestezją z innych powodów. Dr Harvalik albo Tom Lethbridge są dobrymi przykładami takiego obrotu spraw, z którym wciąż się spotykają także inni badacze. I nie tylko oni.

hjdbienek : :