Archiwum kwiecień 2009, strona 1


kwi 28 2009 Tabu - Voodoo 3/5
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 28 2009 Wszechogarniające tchnienie szczęścia
Komentarze: 0

Niemiecki mistyk Jakob Böhme wskazywał na to, że nie wolno ograniczać przeżywania mistycznego do momentów nadzwyczajnych, ale że powinno ono przenikać każde działanie, obserwację i odczucie. W grupach doświadczania samego siebie nie powinno się uczyć niczego innego jak odwrotu od automatycznego, niezaangażowanego trybu życia i zwrócenia się ku świadomemu odczuwaniu i rozumieniu tego, co dzieje się w naszym własnym wnętrzu nawet przy najbardziej trywialnej codziennej pracy. Nie jest to proces, który dokonuje się z dnia na dzień. Można go z pewnością przyspieszyć, ale nie jest to sprawa dla każdego. Reinhold Messner odkrył niewątpliwie owo ukryte Ja, o którym mówią nauki ezoteryczne, okultystyczne, filozoficzne i religijne wszystkich kultur; świadczy o tym jego pełna zachwytu relacja ze zdobycia najwyższej góry świata (bez tlenu): „Mój rozum jest jakby wyłączony, martwy. Ale moja dusza jest bardziej przepuszczalna, wrażliwa, jest teraz wielka i uchwytna. Moja świadomość jest jasna i klarowna, choć nie całkiem dociera do mnie, gdzie jestem. Stojąc w rozproszonym świetle, z wiatrem za plecami, doznaję nagle czegoś w rodzaju wszechogarniającego uczucia. Nie jest to uczucie dumy, że dopiąłem swego i jestem lepszy niż wszyscy, którzy tu przed nami byli, ani wszechmocy. Jest to tylko tchnienie szczęścia w głębi głowy i piersi". Ten opis kojarzy się ze sprawozdaniem z wyczynu sportowego. Komponenta ezoteryczna wydaje się w najlepszym przypadku „produktem ubocznym". Nie mając zamiaru insynuować słynnemu himalaiście żadnej postawy duchowej, można jednak powiedzieć, że „produktem ubocznym" z pewnością ona nie jest. Kto zna tomik o nieciekawym tytule Biologische Basis religiöser Erfahrung autorstwa fizyka i filozofa Carla Friedricha von Weissäckera i Hindusa Gopi Kriszny, ten to zrozumie. W 1937 r. Kriszna przeżył w czasie medytacji to, co znał dotąd tylko ze starych przekazów: przebudzenie siły kundalini (mocy wężowej). (Zachodnim odpowiednikiem jogi kundalini jest pochodzący od Złotego Świtu „rytuał środkowej kolumny", należący do kanonu zachodnich systemów magicznych.) W trakcie długiego ćwiczenia Hindus poczuł, jak ogarnia go coraz większy spokój, traci poczucie kontaktu z ziemią, a zarazem oczyma duszy widzi kwiat lotosu w promienistym blasku. Takie doświadczenia często się zdarzają w czasie medytacji, jednak na tym się nie skończyło. Gopi Kriszna opowiada: „Nagle rozległ się ryk jakby wodospadu i poczułem strumień płynnego światła wpływający do mózgu przez rdzeń kręgowy. Światłość stawała się coraz bardziej promienna, a huk coraz głośniejszy. Odniosłem wrażenie, że się kołyszę poczułem, że wyślizguję się z ciała, całkowicie spowity poświatą. Niepodobna dokładnie opisać tego przeżycia. Ciało, które zazwyczaj stanowi bezpośredni przedmiot własnej percepcji, zostało w oddali , stałem się samą świadomością, bez żadnych granic, zanurzony w morzu światła…". Można by odrzucić to mistyczne przeżycie przebudzenia jako subiektywne wrażenie, gdyby nie jego praktyczne skutki. W Gopi Krisznie zbudziło się bowiem wiele ezoterycznych (paranormalnych) zdolności, które są w sposób jednoznaczny udokumentowane. Najbardziej godna uwagi - i najłatwiejsza do weryfikacji - była zdolność rozumienia nieznanych języków. Takie talenty PSI są określane w terminologii jogi jako siddhi i reprezentują jedną stronę nauki czakranów. Nie będziemy się nimi zajmować explicite, gdyż istnieje wiele poważnych dzieł fachowych na ten temat, w których osoby zainteresowane mogą znaleźć odpowiednie informacje. Zamiast tego powiemy, że Gopi Kriszna doznał „przeżycia progowego", jakie zna nie tylko wschodnia wiedza ezoteryczna. Centralną rolę odgrywa w nich zawsze światło. Żyjący w drugiej połowie drugiego wieku po Chrystusie Apulejusz z Madaury tak opisuje swoje wtajemniczenie: „Doszedłem aż do granicy między życiem a śmiercią, wstąpiłem na próg Proserpiny, a przebywszy wszystkie żywioły, zawróciłem. W najgłębszej ciemności o północy ujrzałem słońce w pełni najjaśniejszego blasku". Także Jakob Böhme (1575 - 1624), szewc ze Zgorzelca, który w wieku 25 lat przeżył przemianę mistyczną, a drogę ezoteryczną pojmował jako sposób realizacji samego siebie, dostąpił „oglądania słońca o północy" w 1600 r.: „O tym rzec, co to za światłość i czego potwierdzenie, ten jeno może, kto odkryje Centrum naturae. Ale żaden rozum tego nie sięgnie". Takie progowe przeżycia mają największe znaczenie w wielu inicjacjach mistycznych, o ile nie we wszystkich (dość wspomnieć o doświadczeniu śmierci w inicjacji szamańskiej). Oczywiście, dotarcie do takiej płaszczyzny jest długotrwałe, o ile w ogóle się powiedzie. Od postawienia pierwszego kroku na ścieżce wiedzy ezoterycznej do inicjacji (wtajemniczenia) droga jest długa i kręta, wielu nie udaje się jej przebyć. Zajmijmy zatem pozycję startową i zbadajmy możliwości, jakie się otwierają przed jednostką - czy chce ona z gruntu przeorientować ezoterycznie całe swoje życie, czy „tylko" żyć sensowniej i szczęśliwiej. Osoba zainteresowana odczuje z początku niewątpliwie zmieszanie ze względu na mnogość i ogromne skomplikowanie systemów magicznych. Jeśli to jej nie zniechęci i przystąpi do poszukiwań zrozumienia istotnych zasad i podstawowych pojęć, to najdosłowniejszy mistyczny mrok się rozjaśni. Może się pojawić - i w wielu przypadkach się pojawi - rodzaj intuicyjnego wyczucia magii. Większość tradycji magicznych ma świadomość, że robi wrażenie niezgłębionych, i zaleca adeptom, by zaczynali od studiowania najważniejszych zasad, na których opiera się gmach magii. Jeśli zostaną one raz przyswojone, to poszczególne elementy teorii i praktyki magicznej jakby same z siebie zajmą przeznaczone dla siebie miejsca. Można rozpoznać cechy wspólne wszystkich systemów magicznych. My możemy ominąć podstawowy szczebel. Myśl wszechogarniającej harmonii, kosmicznej jedności i wzajemnej korelacji między mikro- a makrokosmosem („Jak w górze, tak na dole") jest nam już dobrze znana, podobnie jak trójwymiarowa ograniczoność naszych mózgów. Ezoterycy, przyrodnicy i narkomani chcą ją przezwyciężyć w jednakowej mierze -tylko różnymi drogami. Mag dąży do osiągnięcia wyższej zdolności postrzegania i poznawania, która pojawia się w trakcie jego ćwiczeń najpierw w postaci krótkich błysków olśnienia. W miarę postępów treningu magicznego czas ich trwania będzie się przedłużał. Wreszcie stanie się możliwy dowolny dostęp do wyższych duchowych płaszczyzn świadomości. To jest ostatecznym celem. Można do niego dążyć różnymi drogami i można się w każdym czasie zatrzymać, jeśli mamy wewnętrzną pewność: „To jest to, czego chciałem!" Podstawowym warunkiem każdej pracy magicznej jest zdolność wytwarzania obrazów mentalnych. Wielu ludzi z natury ma taką umiejętność. Wykorzystują to techniki terapeutyczne, jak na przykład znane „katatymiczne przeżycie wizyjne" czy wyższy szczebel treningu autogenicznego. Kto nie należy do utalentowanych, ten jednak może się nauczyć sztuki imaginacyjnego myślenia obrazowego. Każdy sam będzie wiedział, jak to zrobić. Przeważnie wystarcza błądząc myślami uświadamiać sobie obrazy wyłaniające się z podświadomości. Potem powinniśmy się ostrożnie starać je pogłębić, nie czepiając się ich jednak kurczowo. Bez obawy, można się tego szybko nauczyć; reszta jest treningiem. W niektórych przypadkach mogą występować podświadome „przeciwreakcje": bóle głowy, nudności, skrajna dekoncentracja itd. Krótko mówiąc: nasze Ja czuje, że jego spokój jest zakłócony. Woli pozostać w dotychczasowych zwykłych ramach i odwieść nas od naszego zamiaru. Nie wolno mu ustąpić, trzeba posuwać się dalej; nie inaczej niż przy nauce gry na instrumencie albo obcego, być może „niesympatycznego" języka. Wytrwałość prowadzi do celu także w magii. Pewnego dnia nawet najbardziej krnąbrna podświadomość zaakceptuje nowe wzory myślenia i wyobrażenia. Tym samym pokonana zostanie pierwsza, zapewne najtrudniejsza przeszkoda. Teraz możemy wybrać swoją metodę i zacząć ćwiczenia. Przedtem podamy jeszcze ważną wskazówkę dotyczącą zaawansowanego etapu szkoły podstawowej. Istnieją dwa rodzaje wytwarzania obrazów mentalnych: można albo świadomie dążyć do ich tworzenia, albo wprawić się w spokojny, bierny stan, otwierający do nas dostęp obrazom rodzącym się w naszej podświadomości. Jeśli wewnętrzny obraz został przez nas stworzony albo wyłonił się z defilującego przed nami szeregu obrazów, to w obu przypadkach powinniśmy zbadać jego szczegóły, w pełni korzystając z wyobraźni. Już z tej pierwszej fazy można wyciągnąć korzyść dla codziennego życia. Jeśli w czasie medytacji na temat określonych przedmiotów albo treści szczególnie uporczywie pojawiają się trudności albo nieustannie o czymś zapominamy, gdy wszystko inne mamy jasno przed oczyma duszy, to widać z tego, że natrafiliśmy na podświadomy kompleks. Psychoanaliza traktuje takie blokady jako ważne wskazówki, od czego zacząć terapię. Początkujący magik może postąpić podobnie. Nierzadko można się uwolnić od lęków, nerwic, uczucia przygnębienia i podobnych przez uświadomienie sobie, co je spowodowało albo co się z nimi wiąże. Chcemy jednak posunąć się dalej. Jedna z instrukcji Hermetycznego Zakonu Złoty Świt brzmiała: „Przemień pozytywnym aktem woli wizję (senną) w widzianą i przeżywaną rzeczywistość świadomości na jawie". Do tego potrzebne są już wprawdzie solidne środki pomocnicze i metodyczne postępowanie. Sprawdzoną techniką jest koncentrowanie się na prostym, niezbyt wielkim obiekcie. Prosty rulon wykonany z papieru albo tektury może nam to bardzo ułatwić. Obserwujemy przez niego wybrany obiekt na zmianę raz jednym, raz drugim okiem albo obydwoma oczyma jak przez lornetkę, jeśli rura ma dostatecznie dużą średnicę lub jest uformowana owalnie. Tak jest nawet najlepiej. Po pewnym czasie koncentracji odwracamy spojrzenie i patrzymy swobodnie w dal. Wtedy zjawia się powidok oglądanego przedtem przedmiotu, wytworzony przez naszego ducha i zmysł wzroku. To prosta sztuczka psychologiczna, ale bardzo pomocna. Nie miejsce tu, aby przedstawiać całą gamę ćwiczeń rozluźniających i pomagających się skoncentrować, jakie podsuwa psychologia, dynamika grupowa, joga, medytacje itd. Kto chce poznać szczegóły na ten temat, ten może sięgnąć do bogatej literatury przedmiotu. Nam wystarczy lapidarne stwierdzenie, że zdolność koncentracji przeważnie idzie w parze ze zdolnością do rozluźniania się i na odwrót. Niektóre techniki świadomie wiążą ze sobą te dwa aspekty. Chętnie stosowana w psychologii metoda Jakobsona polega po prostu na tym, by po przyjęciu wygodnej pozycji, najlepiej leżącej, przez krótką chwilę maksymalnie napiąć każdy z mięśni ciała, od małego palca u nogi do skóry na czole. Naturalnie, nie można rozluźniać każdego mięśnia z osobna, ale można tu zrobić więcej, niż wydawałoby się możliwe. Po tym kilkuminutowym ćwiczeniu następuje rozluźnienie. Stosuje się jeszcze klasyczne medytacje rozluźniające. Siadamy prosto; jeśli mamy wystarczającą elastyczność, to zalecana jest jedna z pozycji jogi (wspomagają one tak zwaną „swobodną fluktuację świadomości"). Staramy się odsunąć od siebie wszystkie wrażenia zewnętrzne i pozwalamy się nieść. Ciało rozluźnia się, pojawia się wewnętrzna równowaga. Zaczynamy czuć pracę własnych narządów (zauważamy, że serce bije, krew pulsuje itd.). Oddech staje się świadomy (prawidłowe oddychanie jest jednym z kluczy do wielu technik ezoterycznych). Koncentrujemy się na oddychaniu; trzymając otwarte usta czujemy, jak wdychane powietrze wpływa do płuc, wypełnia całe ciało, przenika każde włókno bytu. Ważne jest, by oddychać głęboko i równomiernie. Wkrótce będziemy głośno i wyraźnie słyszeli własne oddechy - jak głęboki strumień życia, którym oddech (prana) jest w istocie, a nie tylko z czysto medycznego punktu widzenia. Teraz koncentrujemy myśli na jakimś temacie (ta metoda znowu pochodzi z psychologii, dynamiki grupy i pasuje do tego kontekstu). Wybieramy jakieś słowo, najlepiej pozytywne, harmonijne pojęcie o głębokim znaczeniu, na przykład „harmonia", „jedność", „światło", „miłość", „spełnienie", Ściśle zgodnie z naszą osobistą skalą wartości. Komu nie odpowiada to ćwiczenie, dla tego może być bardziej odpowiednia droga hinduistyczna. W pełni rozluźnieni, mając „opróżnionego" ducha i w myślach szum tła, z zamkniętymi ustami nucimy jakiś dźwięk, na tyle głośno, abyśmy mogli sami go usłyszeć. Poczujemy, jak nasze ciało zaczyna wibrować i odpowiada echem. Można uzyskać efekt wzmocnienia, wyobrażając sobie jednocześnie, że do każdej komórki ciała z osobna wlewa się światło, aż zyskamy poczucie, że promieniejemy jasnością. Nucenie dźwięku znane jest z jogi. Dla brahmanów mistyczną mantrą jest święty dźwięk OM, który symbolizuje esencję całego wszechświata. Jest on nucony A-U-M, co odzwierciedla zarazem zasadę trójcy, zakorzenioną nie tylko w kulturach zachodu. U Hindusów „trzech w jednym" to Brahma, Wisznu i Sziwa - władcy stworzenia. Wracajmy jednak do praktyki. Wszystkie te ćwiczenia służą wewnętrznemu przygotowaniu i przyzwyczajeniu do przesuniętego postrzegania, które towarzyszy praktyce ezoterycznej, o ile się ją uprawia poważnie. Przedstawione metody nie mają wiążącego charakteru, ale winny tylko zasugerować czytelnikowi możliwy sposób postępowania. Nikt nie musi wpatrywać się w przedmioty przez rurę ani niewolniczo wypełniać proponowanych instrukcji. Z reguły wystarcza postępować w sposób zgodny z naszą naturą. Komu bardziej odpowiada na przykład koncentrowanie się na płomieniu świecy (to również przyjęte ćwiczenie), niech stosuje tę metodę. Jeśli w zadowalający sposób opanowaliśmy pierwszy szczebel, to można pójść o krok dalej. Również na to nie ma stałej recepty. Niektórzy specjaliści, jak na przykład W. E. Butler, uważają za dobrą drogę dalszego rozwoju wyrobienie w sobie tak zwanego „słuchu imaginacyjnego". Przywołujemy wspomnienie głosu dobrze znanej osoby. Wydaje się, że to proste, ale komuś nie wyćwiczonemu nastręcza to więcej problemów, niż można by oczekiwać. Bez cierpliwości i tu nic nie wskóramy. Jeśli potrafimy już w duchu usłyszeć obcy głos, łączymy z nim określone treści, to znaczy każemy danej osobie coś powiedzieć. Z początku musimy jeszcze sami formułować te przemowy w duchu. To my decydujemy, co powie wyimaginowany rozmówca, jednak tylko początkowo. Po pewnym czasie, w miarę ćwiczenia, władzę przejmie nasza podświadomość. Na życzenie możemy całkowicie wiernie słyszeć głos określonej osoby, a to, co mówi, przychodzi samo z siebie. Wystarczy, aby ćwiczący już tylko słuchał. Weszliśmy na teren zjawisk magicznych, w danym przypadku w domenę „bezpośredniego głosu", jak się nazywa ten fenomen w spirytualizmie.

hjdbienek : :
Clipy 
kwi 28 2009 Dumka na dwa serca
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 27 2009 Tabu - Voodoo (lektor pl) 2/5
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 27 2009 Drogi do wewnątrz
Komentarze: 0

Powtórzmy jeszcze raz dla wprowadzenia się w odpowiedni nastrój: metafizyczna treść wiedzy ezoterycznej wskazuje, że oprócz świata materialnego istnieje inna rzeczywistość, której nie można tak po prostu uchwycić. Aby mieć w niej swój udział, musimy dosłownie zamknąć oczy na świat zewnętrzny. Tylko uwaga: Jeśli to zrobimy z pozycji słabości i niepewności, to grożą nam niebezpieczeństwa - utrata poczucia rzeczywistości, zależność, rozkład normalnej formy życia i utrata osobistego bezpieczeństwa. Następuje ucieczka w mglisty świat, sklecony na podstawie własnych i cudzych życzeń albo wzorów, który z inną rzeczywistością wiedzy ezoterycznej ma równie wiele wspólnego, co serial Dallas z codziennością Teksasu. Całkiem inaczej mają się sprawy, jeśli ktoś należycie zakorzeniony w świecie zewnętrznym, stawiający czoło losowi, zacznie podróż do wewnątrz z pozycji siły. Wiedza ezoteryczna może być wielką pomocą, ale nie jest polisą na życie, a już na pewno nie taką, która nie wymaga opłacenia składki. Jak się zdaje, istnieją dwie podstawowe metody zbliżenia się do innej rzeczywistości. Jedną z nich jest magiczne zawładnięcie i manipulacja światem, czego doświadczył Carlos Castaneda i co później praktykował. Inna polega na oczekiwaniu, przyjmowaniu i zgodzie na bieg wydarzeń. Taką drogę większość ezoteryków traktuje jako tę właściwą. Podajemy to tylko dla informacji; nie wiąże się z tym naturalnie żadna ocena. Płynne są także granice oddzielające na przykład ezoterykę od psychologii. Psychologowie posługują się technikami ezoterycznymi, a okultyzm nie może się wyprzeć bliskiej więzi z Freudem i Jungiem. Krótka forma psychoterapii, znana pod nazwą focusing, mogłaby być także traktowana jako ezoteryczna technika medytacji w celu doświadczenia samego siebie i rozwiązania problemu. Objaśnienie tej metody nie zabierze wiele czasu. Trzeba usiąść lub położyć się, zamknąć oczy i poczekać, aż opadnie wewnętrzne napięcie. Potem zaczynamy mentalny dialog: Jak się czuję? Nie należy odpowiadać od razu, ale odczekać, aż odpowiedź przyjdzie sama, jakakolwiek miałaby ona być. Nie trzeba z nią dyskutować, ale ją po prostu zaakceptować, przyjąć. Następnie podejmujemy problem: Co mnie w tej chwili najbardziej trapi? Kiedy problem się skrystalizuje, nie trzeba weń wnikać, ale raczej intensywnie odczuwać własne emocje, wyzwolone przez określenie problemu. Ulegając emocji, zastanowić się nad nią. Zapytać siebie: Co jest główną sprawą w tej emocji? Odczekać na słowa albo obrazy rodzące się z tej emocji i pytania o jej naturę. Wejść w słowa (albo obrazy) i rozważyć: Czy te słowa (obrazy) pasują do mojej emocji? Jeśli nasze ciało odczuwa, że wszystko do siebie pasuje i jest prawidłowe, właściwe, należy jeszcze przez około jedną minutę oddawać się swojej emocji. Następnie kazać ciału odpowiedzieć na pytanie: Jak bym się czuł, gdyby wszystko było w porządku? Gdy tylko reakcja stanie się odczuwalna, w naszym ręku znajdzie się początek nici przewodniej. Zacznie się otwierać brama do naszego wnętrza - a tym samym w ten czy inny sposób także do większej, obszerniejszej rzeczywistości. Niektórym czytelnikom przypomni się już wspomniane „programowanie neurolingwistyczne" (NLP). Nie ma w tym sprzeczności. Wiele dróg prowadzi nie tylko do Rzymu, ale także ku nowym (wewnętrznym) lądom. Wspomniany już w związku z tarotem monachijski psycholog Jurgen vom Scheidt, który nie uważa praktyk ezoterycznych za „nie dość dobre" dla celów swojej terapii, napisał w 1979 r. dla programu nocnego Radia Bawarskiego scenariusz siedmioodcinkowego serialu na temat „ezoterycznych dróg doświadczania samego siebie". Program spotkał się z nieoczekiwanie żywym oddźwiękiem. Wielu słuchaczy prosiło o teksty pragnąc praktycznie doświadczyć samego siebie drogą ezoteryczną. Takim sposobem na koniec tego samego roku odbyło się seminarium trwające pięć i pół dnia o wiedzy ezoterycznej i ezoterycznych praktykach. Wzięło w nim udział czternaście osób. Przewodniczyli Jurgen vom Scheidt i jego koleżanka Ruth Zenhausern. Na materiały robocze tej grupy składały się: mosiężne wahadełko, I-Cing, talia kart do tarota autorstwa Aleistera Crowleya (malowana przez Friedę Harris) i inna, według projektu Arthura Edwarda Waite'a (wykonana przez Pamelę Colman Smith). Po zakończeniu seminarium wszyscy uczestnicy byli zgodni, że nie tylko dowiedzieli się więcej o sobie samych, ale także poczuli „wielką moc" wiedzy ezoterycznej (tematem końcowej sesji był heksagram I-Cing MOC WIELKIEGO, który uzyskała w odpowiedzi na swoje zapytanie Ruth Zenhausern). Tak więc to nietypowe dla dynamiki grupowej seminarium zakończyło się równie niekonwencjonalnie, jak przebiegało. Zazwyczaj dominuje bowiem płaszczyzna osobistych relacji; rodzące się interakcje nierzadko decydują o biegu rzeczy. Kulminacją końcowej sesji tygodnia doświadczania samego siebie jest zazwyczaj prawdziwy wybuch intensywnej wymiany myśli. W tym przypadku było inaczej. Do ostatniej minuty uczestników zajmowało doświadczenie ezoteryczne, archetypiczna symbolika nieświadomości zbiorowej i silne osobiste procesy poznawcze, czy raczej przeżycia. A ponadto... Każda spośród obecnych czternastu osób uznała przynajmniej jedną ze stosowanych metod ezoterycznych za „swoją" i powzięła decyzję, by nadal się nią zajmować. Seminarium stanowiło jedynie początek. Oboje kierownicy grup odkryli w sobie bardzo silny stosunek do tarota - dla nich karty zaczęły się świecić! I tak również można się wspinać po szczeblach wiedzy ezoterycznej. Jurgen vom Scheidt reasumuje następująco doświadczanie samego siebie. Można tego dokonywać na różne sposoby; najprostszy podział przyjmuje po prostu kryterium liczby osób uczestniczących: 1. Pojedynczo, w samotności. 2. Po dwóch (z partnerem, osobą zaufaną, terapeutą). 3. W grupie (miejsce pracy, towarzystwo, grupa doświadczania samego siebie). 4. W dużych grupach (wspólnoty jednakowych przekonań). Oczywiście istnieją także inne kryteria klasyfikacji, na przykład dziedzina, której dotyczy doświadczanie samego siebie: - medycyna; - filozofia/religia; - pedagogika; - polityka. Jurgen vom Scheidt podkreśla jeszcze ezoteryczne doświadczanie samego siebie, które może się posługiwać określonymi środkami pomocniczymi (horoskop, wahadełko itd.).

hjdbienek : :
kwi 26 2009 Tabu - Voodoo (lektor pl) 1/5
Komentarze: 0

hjdbienek : :
Clipy 
kwi 26 2009 Goldring 2012 Open Doorway
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 25 2009 Ezoteryka pomaga
Komentarze: 0

"Rzadko się zdarza, by los stanął na przeszkodzie mędrcowi"-Seneka, O niezłomności mędrca. Hoimar von Ditfurth powiedział, mając na względzie nasz globalny taniec śmierci, że jesteśmy „istotami przejściowymi". Laureat Nagrody Nobla Konrad Lorenz wypowiedział jeszcze bardziej gorzkie słowa, wyryte na tablicy zawieszonej we frankfurckim ogrodzie zoologicznym: „Istnieje ogniwo pośrednie między małpą a człowiekiem: my nim jesteśmy!" Takie sformułowania są bez wątpienia słuszne z punktu widzenia wszechświata, ale dla nas, ludzkich jednodniówek, raczej deprymujące. My żyjemy tu i teraz, uwięzieni w diabelskim kręgu cywilizacji, i należymy do pokolenia, które właśnie jest na najlepszej drodze do zamordowania swoich wnuków; tak to określił Hoimar von Ditfurth na kilka tygodni przed śmiercią. Sami to wszystko wiemy, choć wolelibyśmy nie wiedzieć. Wielu szuka wyjścia odwracając się od nauki i techniki, które właśnie pracują nad ukształtowaniem kolebki ludzkości na wzór Księżyca pod względem przyjaznych życiu warunków. W urzędzie finansowym BRD jest obecnie zarejestrowanych ponad 100000 wróżek i jasnowidzów, co trzykrotnie przekracza liczbę 35 000 ewangelickich i katolickich proboszczów w BRD. W siedemdziesięciu miastach tego kraju regularnie odbywają się sabaty czarownic. Dziesięć milionów Amerykanów otwarcie uprawia czarną magię, a według statystyki na całym świecie jest co najmniej 100 milionów praktykujących okultystów. Wielki wzrost zainteresowania wiedzą tajemną i okultyzmem można stwierdzić zwłaszcza u młodzieży. W szkołach odbywają się seanse spirytystyczne, na prywatkach krąży już nie tylko skręt, ale także plansza Ouija, a na stół wykłada się nie tylko części garderoby przy rozbieranym pokerze, ale i karty do wróżenia. Odzywają się głosy przestrogi. Psychologowie demaskują młodzieżowy okultyzm jako ucieczkę w inny świat (wewnętrzny), ponieważ ten rzeczywisty jest tylko źródłem frustracji. Analizy trendów rozwojowych przedstawiają drogę od agresywnej muzyki heavy metal przez kontakty z zaświatami po satanizm i jeszcze bardziej ponure sprawy. Pojawiają się historyczne opracowania, dziwnym trafem spóźnione o przeszło czterdzieści lat. Nagle przypominamy sobie o okultystycznym podłożu III Rzeszy, którego próżno by szukać w oficjalnych dziełach na temat historii najnowszej, zawierających co najwyżej bardzo wstydliwe (i zniekształcone) aluzje; wskazuje się na rasizm takich ezoteryków jak baron Julius Evola czy Madame Bławatska -choć nie mieli oni nic wspólnego z holocaustem - i podejrzewa się czarną mszę w każdym domu. Tym sposobem w najlepszym razie przyznajemy się do dezorientacji, typowej dla naszej epoki, ale jej nie usuwamy. Którędy zatem wiedzie właściwa droga? Co jest gorsze: śmierć środowiska, drapieżny kapitalizm i polityczne bagno czy ucieczka w szczęśliwą krainę New Age? Naturalnie ani jedno, ani drugie. Jaskrawy materializm może nam jeszcze zapewnić kilka lat hulanki, ale potem nastąpi ostatecznie „finis". Hasło „powrotu do natury" jest pobożnym życzeniem, gdyż bez pomocy cywilizacji niedługo zdołalibyśmy przetrwać w (zniszczonej) naturze. Jeśli droga do osobistej duchowości także okaże się ślepą uliczką, to co wtedy? Sądzę, że każdy radykalizm musi mieć fatalne skutki. Popadanie w skrajności w niczym nie polepsza sytuacji, a wprost przeciwnie. Fanatyczna wiara w postęp przywiodła nas na skraj przepaści (nie ma się czym martwić: jutro uczynimy duży krok naprzód). Niepohamowany mistycyzm z pewnością nie jest lekarstwem. Kto przed udaniem się do toalety będzie zasięgał rady horoskopu zamiast własnych kiszek, ten nie osiągnie ani osobistego bezpieczeństwa, ani uregulowanego trawienia. Jest zrozumiałe, że czynniki oficjalne przestrzegają przed takim obrotem spraw. Nie tędy droga do rozwiązania problemów osobistych, a cóż dopiero globalnych. Kto osiągnął ezoteryczne pojmowanie świata, ten przez to poszerzył swoje horyzonty, a nie zawęził. Jego wizja świata stanie się większa, nie mniejsza. Rozbicie tej wizji na składowe: mechanistyczno-naukową i duchowo-filozoficzną, traci znaczenie. Ezoteryczny punkt widzenia nie oznacza zakładania klapek na oczy. Tego, co sprawdzone, nie potrzeba wyrzucać za burtę. Ostatecznie również zwycięski pochód alternatywnych metod leczenia nie spowodował, że perforację wyrostka robaczkowego zaczęto leczyć herbatką ziołową. Wiedza ezoteryczna -praktykowana w sposób wolny od dogmatów - może być prawdziwą pomocą w życiu. Co prawda, nie dostajemy jej w prezencie. Kiedy Carlos Castaneda, amerykański student etnologii, w 1960 r. zetknął się ze starym czarownikiem z plemienia Indian Yaqui „Don Juanem", był jak najdalszy od przyjmowania jego światopoglądu czy wręcz pójścia śladem indiańskiego maga. Młody Amerykanin przyjął propozycję Don Juana zostania jego uczniem, mając jedynie na względzie swoją dysertację na temat halucynogennych roślin narkotycznych u Indian. Został jednak kimś więcej niż tylko uczniem. Krok po kroku Castaneda zaczął pojmować, co jego mistrz miał na myśli mówiąc, że rzeczywistość jest tylko opisem. To, co uważamy za rzeczywistość, jest jedynie uzgodnioną wersją wielu jednostek żyjących w tym samym społecznym i kulturalnym otoczeniu. W każdym czasie możliwe jest alternatywne przeżycie rzeczywistości, choć nie jest to możliwe „z miejsca". W jednym ze swoich rzadkich wywiadów, udzielonym amerykańskiemu dziennikarzowi Samowi Keenowi, Castaneda oświadczył: W zachodnim kręgu kulturowym świat po większej części składa się z tego, co oczy meldują rozumowi. W czarach organem postrzegającym jest całe ciało. Europejczycy widzą świat na zewnątrz i mówią o nim sami ze sobą; my jesteśmy tu, a świat jest tam, nie mamy bezpośredniej znajomości rzeczy. W sztuce czarnoksięskiej ta przeszkoda nie istnieje - wiemy całym ciałem. Na końcu długiego okresu nauki Carlos Castaneda podsumował swoją wiedzę o mechanizmach wewnętrznych rozmów z samym sobą, „produkujących rzeczywistość": Problem czarów polega na tym, by nastawić i wytrenować swoje ciało w celu uczynienia z niego dobrego odbiornika. Europejczycy traktują swoje ciało jak przedmiot. Napełniamy je alkoholem, złym pożywieniem i lękiem. Kiedy coś z nim jest nie tak, wierzymy, że z zewnątrz do ciała wniknęły zarazki choroby. Don Juan tak nie sądzi. Dla niego choroba oznacza brak harmonii między człowiekiem a jego światem. Ciało jest czymś, co trzeba sobie uświadomić, i musi ono być traktowane nienagannie. Wszystko to brzmi znajomo: kwestia rzeczywistości, odkrycie, że jesteśmy „odbiornikami", i prawo harmonii. Gdzie jednak strona praktyczna? Tylko spokojnie. Krok od ezoterycznego pojmowania świata do lepszego, bardziej spełnionego - słowem, szczęśliwszego - życia przez wiedzę ezoteryczną wymaga rozwagi i pracy nad sobą. Kto tylko czeka na nadejście oświecenia, ten jest podobny komuś, kto ma nadzieję wygrać na loterii, ale nigdy nie kupuje losu.

hjdbienek : :
Clipy 
kwi 25 2009 Edyta Gorniak
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 25 2009 Mały Budda-2
Komentarze: 0

hjdbienek : :