Archiwum kwiecień 2009, strona 7


kwi 07 2009 Charlie Brooker - Life Is Fantastic (napisy...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 07 2009 Ziemianie - Earthlings (napisy PL) Część...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 07 2009 Wyrocznie świata
Komentarze: 0

Kiedy cofanie się granicy lasów przed ok. 14 milionami lat sprawiło, że osiadły głównie na terenach północnoindyjskiego masywu górskiego Sziwalik Ramapithecus stanął przed dylematem, czy nadal być małpą, czy raczej jednak zostać człowiekiem (tak to przynajmniej widzą antropologowie), na scenie świata pojawił się nowy element. Był to duch ze swoimi odwiecznymi prawami, jak trafnie to ujął Heinrich Heine. Oczywiście, nie nastąpiło to z dnia na dzień, ale przez etapy pośrednie: Australopithecus afarensis, Homo habilis, Homo erectus, człowiek z Cro-Magnon aż po Homo sapiens (jeśli jesteśmy skłonni wierzyć w teorię ewolucji, nie zważając na parę brakujących ogniw). W jaki sposób faktycznie narodził się duch - przynajmniej w niektórych mózgach - pozostanie jeszcze długo sprawą dyskusyjną. Podobnie sporna jest kwestia, czym on właściwie jest (kilkakrotnie już ją poruszaliśmy). Jeśli podążyć tropem ewolucji, to da się sklecić całkowicie materialną obudowę dla naszego aparatu do myślenia i przyjąć wersję, że wszystko to jest identyczne z naszym duchem. Nawet dręczące nas wszystkich mniej lub bardziej intensywnie pytanie, jaki jest sens tego wszystkiego, można by sprowadzić do funkcji komórek nerwowych, biochemicznych związków przenoszących informacje, pobudzonych synaps itd. Materializm XIX w. święci, jak się zdaje, radosne zmartwychwstanie. Ale to tylko pozory, bo obraz ducha jako niewolnika materii jest równie płaski jak utożsamienie programu telewizyjnego z telewizorem. Bez programu nie uda się wydobyć z lampy kineskopowej nic poza bezładnym szumem wiązki promieni katodowych, owym migotaniem, przy którym tak często mają zwyczaj drzemać późni telewidzowie. W którymś punkcie trwającego miliony lat procesu uczłowieczenia mogło dojść do syntezy materii (naszego ciała) z czymś w rodzaju „programu kosmicznego", który tworzy podstawową strukturę wszechświata.Na razie poradzimy sobie z pomocą tego wyobrażenia zrastania się człowieka i kosmosu. Co ciekawe, także Hoimar von Ditfurth (1921-1989), naukowiec i autor bestsellerów, w swojej książce Nie tylko z tego świata jesteśmy wyznaje pogląd, że ewolucja kosmiczna odzwierciedla się w naszych mózgach. Nie dość na tym, jego zdaniem ewolucja jest procesem przyrostu zdolności poznania, która poszerza nasze horyzonty, a zarazem stale przemienia transcendencję w rzeczywistość subiektywną. Na sześć tygodni przed śmiercią, 1 XI 1989, Hoimar von Ditfurth powiedział w rozmowie z Dieterem Zillingenem, emitowanej przez kanał Bayern 3: „Duch nie narodził się w naszych głowach. Duch (kosmiczny) był zawsze..." Jeśli chcemy przyjąć tę śmiałą koncepcję, będą nam potrzebne poszlaki przemawiające na jej korzyść. Jedną z takich poszlak są paranormalne (ezoteryczne) zdolności naszego ducha; inną - występowanie talentów bez uzasadnienia w ewolucjonistycznej zasadzie selekcji (więcej o takich talentach dowiemy się później. Krótko mówiąc: w naszych głowach wykształciło się coś w rodzaju „ludzkiego odbiornika", który może jednocześnie myśleć, liczyć, czuć i tęsknić za czymś wyższym. Wiedza ezoteryczna wydaje się być od pradawnych czasów owym przełącznikiem, który nastawia naszego ducha na odbiór, wyszukuje właściwe „pasmo częstotliwości" i przetwarza napływające informacje. Tu zapewne należy szukać korzeni wróżbiarstwa. Musiało ono zawsze być czymś więcej niż tylko kłamstwem i oszustwem, mimo że stanowiło pożywkę dla szarlatanów i przesądnych. Wiedzieli o tym już władcy antyczni. Herodot pisze, że król Lidii Krezus znany z ogromnych bogactw, był tak zaniepokojony ekspansją perską, że postanowił poradzić się wyroczni. Sceptycznie nastawiony, jak wszyscy możni i bogaci, chciał najpierw się przekonać, której wyroczni można zaufać, i rozesłał „weryfikatorów wyroczni". Ich zadanie polegało na tym, by setnego dnia po wyjeździe z Sardes zadać każdej wyroczni proste pytanie: „Co Krezus robi dzisiaj?" Odpowiedź Pytii delfickiej brzmiała: „Dochodzi do moich nozdrzy woń żółwia o mocnej skorupie, warzącego się razem z mięsem jagnięcia w spiżowym naczyniu. Spiż otacza to ze wszystkich stron, od góry jak i od dołu". Dziwaczna ta odpowiedź była zgodna z prawdą, gdyż praktyczny Krezus na oznaczony dzień wymyślił sobie coś takiego, czego nie sposób było odgadnąć: gotowanie żółwia i jagnięcia razem w spiżowym kotle pod spiżową pokrywką. Plutarch uważał za godne uwagi, że Pytia odpowiadała na niektóre pytania, zanim je jeszcze zadano. Podobne przypadki można odkryć na przestrzeni tysięcy lat, niestety przysypane całą górą iluzji, blagi, czarnoksięskich sztuczek i świadomie zagadkowych wieloznaczności. Mimo to wyrocznie przetrwały wszelkie prześladowania, potępienia, kwestionowanie i odrzucanie. W Starym Testamencie znajdują się liczne złowróżbne zdania (np. w Księdze Powtórzonego Prawa, 13,6: „Prorok lub wyjaśniacz snów musi umrzeć"). Także w cesarstwie rzymskim, na przykład w czasach rządów Konstantyna (ok. 285-337 po Chr.) wróżbitom stale groziła kara śmierci. Natura ludzka jest jednak silniejsza niż wszelkie zakazy i nawet egzekucje nie przerażają, czego dowodzi także historia wyroczni. Chaldejski lud Akadów, który żył ok. 4000 - 2000 prz. Chr. w Międzyrzeczu (Mezopotamii) i prawdopodobnie położył podwaliny pod astrologię, równie intensywnie korzystał z wyrafinowanej „wyroczni strzał". Oprócz tego Chaldejczycy wróżyli z kształtu obłoków, błyskawic, trzęsień ziemi, ognia i słupów dymu, tryskania wody, szumu w wierzchołkach drzew, głosów zwierząt, snów i osobistych wizji. Nie przypadkiem w późno antycznych tekstach określenie „Chaldejczyk" oznacza zarazem astrologa. Wszystkie te tradycje ezoteryczne zapożyczyły inne ludy, dostosowując je do swojego trybu życia. Wraz ze wzrostem potęgi państwa perskiego wiedza ta osiągnęła szczytowy rozkwit. Słowo „mag" jest pochodzenia perskiego i pierwotnie było nazwą jednego z plemion medyjskich stanowiącego kastę kapłańską, której władza duchowna była dziedziczna. Także prastara indyjska sztuka przepowiadania przyszłości była pierwotnie sztuką wyroczni. W Wedach, najstarszych tekstach indyjskiej literatury (ok. 1200 - 600 prz. Chr.), aż się roi od wróżb. Dalszy rozwój zodiaku wymyślonego przez Chaldejczyków i Persów miał być dziełem indyjskich brahmanów, podobnie jak tak zwane „magiczne lustra", wyprzedzające kryształową kulę i nowoczesne techniki hipnozy. W starożytnym Egipcie przepowiednie świętego byka Apisa zyskały równą sławę jak grecka wyrocznia delficka. Mimo że antyczni Hellenowie znani są ze swej kryształowo jasnej filozofii i logiki myśli i orientalna mistyka była im nie w smak, wróżbiarstwo było częścią ich religii państwowej. Rady słynnych wyroczni zasięgano we wszystkich sprawach publicznych i prywatnych; mogły z nich korzystać także zaprzyjaźnione ludy. Obok słynnej wyroczni Apollina w Delfach udzielającej odpowiedzi słownych, inny typ reprezentowała wyrocznia Zeusa w Dodonie; jej kapłani wróżyli z szumu świętych dębów lub dźwięku brązowych mis poruszanych wiatrem. Nie jest ona dziś tak znana jak delficka, jednak swego czasu miała wielkie znaczenie. W imperium rzymskim sztuka wróżenia - o ile akurat nie była prześladowana - stała całkowicie na usługach państwa. Urzędowi augurowie i strażnicy sybilińskich ksiąg losu przechowywanych w świątyni Jowisza na Kapitolu działali jedynie z polecenia władz państwowych. Rozpowszechnionym zwyczajem było w Rzymie rzucanie losów. Słynne proroctwa sybilińskie miały swoje źródło w wyroczni kumańskiej, gdzie odpowiedzi udzielano na piśmie. Mniej zbiurokratyzowana była wyrocznia tyburyjska, której kapłani w ekstazie słuchali głosu bogów.

hjdbienek : :
Clipy 
kwi 06 2009 Taylor Swift - Love Story [Music Video]
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 06 2009 Ziemianie - Earthlings (napisy PL) Część...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 06 2009 Tarot - (kontynuacja-1)
Komentarze: 0

Jak w przypadku I-Cing, zasadnicza idea należąca do istoty tarota zakłada, że nasz duch jest bliższy przypadkowi i więcej o nim wie, niż nagi rozum byłby gotów przyznać. Całkiem możliwy jest związek między gałązkami krwawnika i monetami służącymi do wróżenia z ICing, a różdżkami i monetami, których używali średniowieczni wróżbici tarota. Być może jest to kolejna poszlaka na korzyść ezoterycznej (dziś także właściwej fizyce) tezy, że wszystko ze wszystkim jest spokrewnione...? Jeśli konsekwentnie przemyśleć wszystko, co do tej pory powiedzieliśmy, to nasuwa się uwaga, iż de facto żaden specjalny system wróżbiarski nie jest potrzebny. Sznurowadło powinno w gruncie rzeczy oddawać równie cenne usługi jak wahadełko, a komiksy nie gorsze niż talia tarota, gdyby tylko mieć „odpowiedniego ducha". W zasadzie może to być prawda. Amerykanin Ted Serios posługuje się wprawdzie przyrządem zwanym „Gismo" (prostą rurą z tektury), aby mocą ducha rzutować na nie naświetlony film obrazy; jednak naturalnie ten „parapsychologiczny katalizator" nie jest mu tak naprawdę potrzebny. Równie dobrze mógłby z niego zrezygnować albo stosować co innego (na przykład rozwiniętą rolkę papieru toaletowego). Tylko że bez jego „Gismo" nic się nie uda, ponieważ on jest o tym przekonany. Ted Serios ma „odpowiedniego ducha" właśnie tylko wtedy, gdy trzyma swój rulon z tektury. Dokładnie tę funkcję spełnia prawdopodobnie większość pomocy ezoteryczno-paranormalnookultystycznych. Nasz duch potrzebuje oparcia, a im bardziej konkretne, wiarygodne i wyrafinowane ono będzie, tym lepiej. Techniki ezoteryczne niewątpliwie dają takie oparcie. Różnią się tylko sposobem mobilizowania utajonych sił ludzkiego ducha. Tarot czyni to nawet dwojako: jego symbole stanowią „alfabet", którym podświadomość może „literować" informacje; równocześnie stymulują one podświadomość zawartą w nich siłą. Astrofizycy, lingwiści i matematycy pracują równie zaciekle, jak bez widocznych sukcesów nad opracowaniem tzw. Lincos (Lingua Cosmis), czyli symbolicznego języka do nawiązania kontaktu z istotami pozaziemskimi. Problem w tym, że język taki musi być jednocześnie swoim własnym metajęzykiem, to znaczy, musi sam siebie objaśniać, aby jego przesłanie było zrozumiałe. Jest to wprost niewykonalne przedsięwzięcie. Dla I-Cing i tarota trudność ta wydaje się nie istnieć. Być może ona istnieje jedynie w skrajnie racjonalnych mózgach. Komunikacja z kosmitami będzie prawdopodobnie możliwa tylko na płaszczyźnie chłodnej logiki; nasza podświadomość natomiast jest znacznie łatwiej dostępna. Dla osoby, która myśli w kategoriach przyczynowości, trudna do przyjęcia jest ewentualność, że przypadkowo wyciągnięte z potasowanej talii karty mogłyby coś naprawdę znaczyć. Tymczasem jednak przyczynowość ukradkiem zeszła ze sceny świata (tej nawet, na której są wystawiane tylko „sztuki naukowe"). Pozostaje jedynie -jak w fizyce kwantowej – „obserwator" (pytający) i wszechświat w żywym zwrotnym oddziaływaniu. W jaki sposób zadaje on swoje pytanie, to w końcu jego sprawa. Azjata myśli całościowo, zapomina o sobie i akceptuje przeciwieństwa jako należące do siebie pary. Człowiek zachodu traktuje samego siebie jak pępek wszechświata; ma personalistyczną wizję kosmosu, reprezentuje punkt widzenia albo-albo i wierzy w osobowego Boga. Kogo może jeszcze dziwić, że symbolika tarota jest bardziej egocentryczna i okrutna niż symbolika I-Cing? A jednocześnie przy bliższym przyjrzeniu się te różnice ulegają złagodzeniu. Co prawda I-Cing, jak się zdaje, udziela głównie wytwornych i mądrych rad, jak człowiek szlachetny może panować nad swoim losem i żyć w harmonii z prawami kosmosu , gdy tymczasem tarot jest pełen nie upiększonej bezwzględności; jednak to tylko pozory. Fatalne obrazy tarota (Wisielec, Śmierć, Diabeł, Wieża uderzona piorunem...) nie mają na celu obwieszczania nieuchronnych katastrof, ale wprawianie ducha w stan wzburzenia i odrywanie go od spraw codziennych. Za to inne motywy (Pustelnik, Hierofant...) kierują nasz wzrok wprost ku niebu. Dwa punkty wyjścia, jeden cel: zwrócenie się ku sprawom istotnym. Ponadto nie wolno przeoczyć faktu, że karty tarota przemawiają do naszego wnętrza za pomocą średniowiecznych ideogramów (stąd to wspomniane na wstępie zalecenie, by zająć się owym światem duchowym odległym od nas o setki lat w celu wprawienia się w nastrój odpowiedni do tarota). Jeśli tak będziemy rozumieć tarota - przytoczmy raz jeszcze Colina Wilsona - starając się pojąć wewnętrzną rzeczywistość jego symboli, to możemy go traktować jako bezpośredni zachodni odpowiednik I-Cing... Tak więc krąg się zamknął. I-Cing i tarot to prawdopodobnie dwa różne, ale nawzajem się uzupełniające podstawowe filary, na których opiera się cały gmach wyroczni (jeśli nawet wiele z nich jest starszych). Oba systemy omówiliśmy szczegółowo. Choć naturalnie wcale nie wszystko zostało powiedziane i mogą paść usprawiedliwione zarzuty, to udało nam się zapewne przybliżyć do ich zrozumienia. Tak więc pozostają nam jeszcze tylko wyrocznie świata.

 

hjdbienek : :
Clipy 
kwi 05 2009 Sebnem Donmez vs Marilyn Monroe 2
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 05 2009 Ziemianie - Earthlings (napisy PL) Część...
Komentarze: 0

hjdbienek : :
kwi 05 2009 Tarot - (kontynuacja)
Komentarze: 0

Istnieją najróżniejsze metody zadawania pytań, zależnie od indywidualnej postawy. Tu także nie musimy wchodzić w szczegóły. Decydujące znaczenie przysługuje znowu wewnętrznej koncentracji na danym problemie czy pytaniu. Drugorzędne znaczenie ma sposób, w jaki rozkłada się karty. Istnieje wiele różnych wariantów. Jedynie ogólnie znane metody dają liczbę możliwości znacznie przekraczającą współczynnik prawdopodobieństwa wygranej na loterii (który się plasuje w przedziale od 1 do 10 i więcej milionów). A są jeszcze systemy ukryte. Jednym z nich była przez długi czas pilnie strzeżona tajemnica towarzystwa okultystycznego, do którego należeli między innymi poeta W.B. Yeats, aktorka Florence Farr, Constance Wilde, żona Oscara Wilde'a, i inne znane osobistości. Kiedy nastało nowe stulecie, jeden z wtajemniczonych przerwał milczenie i zdradził metodę, przedstawiając ją w publikacji o nakładzie limitowanym do 500 egzemplarzy. Dziś system „Wewnętrznego Zakonu" jest powszechnie znany. Ile takich tajemnic jeszcze tkwi w ukryciu, trudno się nawet domyślać. Dla nas nie ma to jednak wielkiego znaczenia. W gruncie rzeczy każda dłuższa praca z tarotem stwarza odrębną, całkiem osobistą i przykrojoną do danego użytkownika metodę, jego własną. Wielu zwolenników tarota mówi, że po pewnym czasie pojawia się intuicyjne zrozumienie konfiguracji kart i znaczenia obrazów. Nierzadko symbole zyskują znaczenie odbiegające od wersji „oficjalnej" - ale jasne, natychmiast zrozumiałe i słuszne dla danej osoby. Ważne, że istnieje połączenie z „kosmicznym oceanem informacji". Istnieje pokusa pomniejszania roli aspektu paranormalnego, a podkreślania aspektu psychologicznego. W końcu tarot wymaga więcej własnej pracy interpretacyjnej niż choćby niesamowicie konkretna I-Cing. Mimo to szczególnie we Francji w XVIII i XIX w. uzyskano z pomocą tarota zdumiewające wróżby, dla których nie wystarczają jako pełne wyjaśnienie ani czynniki psychologiczne, ani zbyt często przytaczany przypadek. Na przykład Napoleon Bonaparte regularnie zasięgał porady niejakiej madame Lenormand. Ta rezolutna dama, która zaprojektowała własny rozkład kart do tarota, nazwany jej nazwiskiem, miała zwyczaj ciskać kartami w twarz cesarzowi wszystkich Francuzów, kiedy ten nie chciał dać wiary przepowiedniom klęsk militarnych. Historia przekonała go, że nie miał racji. Takie przykłady nie należą do rzadkości, ale nie wyrażają one trafnie istoty tarota. Jak już w przypadku I-Cing, z pewnością nie mamy tu do czynienia z instrumentem prekognicji, ale z ręką delikatnego przewodnika, która wskazuje możliwości i odkrywa alternatywy. Niewykluczone, że cesarzowi Francuzów wspomniane katastrofy militarne nie były z góry pisane; aby im zapobiec, musiałby co prawda uczynić coś więcej niż tylko uważać je za niemożliwe. Paralela między tarotem a I-Cing staje się tu oczywista: symbole wskazują na „potencjał" i żądają własnej decyzji, skoro już wiemy, co oznaczają. Dlatego też liczne książki o tarocie nie zalecają zadawania pytań biernych (np. czy wygramy na loterii itp.). Dostęp do tych symboli jest co prawda trudniejszy niż w przypadku I-Cing, która o sobie samej mówi więcej niż tarot. Colin Wilson proponuje prosty, najgłębiej ludzki, pierwszy krok. Trzeba wybrać odpowiadający nam rozkład, a następnie całkiem po prostu pozwolić kolorowym obrazkom, by na nas podziałały. Oglądajmy je tak, jak dziecko ogląda książkę z ilustracjami, bądźmy zainteresowani, wolni od uprzedzeń i otwarci. Ponieważ motywy pochodzą ze średniowiecza i przedstawia się je świetlistymi barwami podstawowymi, typowymi dla tego okresu, korzystne może być wczucie się w ducha epoki. Jeśli nie jest nam ona jeszcze bliska, łatwo możemy to zmienić. Istnieją niezliczone, bogato ilustrowane dzieła, które mogą nam być pomocne przy wypełnianiu naszego ducha kalejdoskopem takich wrażeń jak: obrazy katedr gotyckich, kolorowe witraże, rzemieślnicy i chłopi, kuglarze i szlachta i wiele innych motywów. W ten sposób moglibyśmy nawiązać pierwszy kontakt z tarotem. Jeśli już takie wprowadzenie nam nie odpowiada, to możliwe, że zajmowanie się tarotem nie jest dla nas właściwe. Elementy tarota noszą w sobie zarówno ducha zachodu, jak i średniowiecza (np. Gringonneur stworzył w 1392 r. dla szalonego króla Karola VI talię kart tarota, z której do dziś zachowało się siedemnaście kart w Bibliotheque Nationale w Paryżu), choć początki tej gry sięgają o wiele dalej w przeszłość. Dwadzieścia dwa motywy większych arkanów są podobno odwzorowaniem dwudziestu dwu obrazów zdobiących przeciwległe ściany świątyni w Memfis, w dwóch szeregach po jedenaście. Przeczuwając zniszczenie świątyni, kapłani mieli zachować te obrazy dla potomności w formie kart do gry. To interesująca teza, przy tym całkowicie zgodna z naturą ludzką. Żyłka do gry jest faktycznie o wiele pewniejszą gwarancją zachowania treści przekazu niż zapisanie go w formie przesłań, dogmatów czy testamentów. Niektórzy przypisują rozwój tarota zajmującym się wróżbami Cyganom, jednak De Givry w swojej Anthologie de I'Occultisme (1931) podaje, że wzmianki o tarocie datują się w Niemczech już od 1329 r., a więc na sto lat przed przybyciem Cyganów do Europy. W gruncie rzeczy decydujące znaczenie ma nie pochodzenie historyczne, ale okoliczność, że symbole o dużym ładunku treści ezoterycznych uosabiają duchowo-psychiczną drogę rozwoju, której przebieg będzie różny, zależnie od preferowanej tradycji. W książce Tarot der Eingeweihten chemik Joachim Winckelmann wyróżnia drogi: „wolnomularską", „spirytystyczną", „alchemiczną" i „kabalistyczną". Nie są to, rzecz jasna, jeszcze wszystkie. Aby móc wysondować własną sympatię albo niechęć do tarota, trzeba się z nim bliżej zapoznać. Talia składa się z 78 kart w dwóch grupach: mniejsze arkana to karty do gry takie, jakie są dziś w użyciu (jednak oprócz liczb mają także obrazki); arkana większe to 22 karty o typowo średniowiecznych motywach (Czarownik, Śmierć, Wisielec, Pustelnik, Hierofant itd.). Pojęcie arkanów wywodzi się od łacińskiego słowa arcanum, oznaczającego tajemnicę. Pięćdziesiąt sześć kart arkanów mniejszych odzwierciedla fizycznie doświadczany świat, a 22 atuty arkanów większych - głęboko tkwiące (archetypiczne) siły, które kierują losem. Można też powiedzieć, że w arkanach większych ukryte są idee, na których opiera się świat materialny. Arkana mniejsze dzielą się na cztery kolory po 14 kart, symbolizujące poszczególne kroki ku coraz większemu poznaniu. Przez arkana mniejsze doświadczamy życia materialnego i rozumiemy coraz lepiej istniejące związki. W końcu objawia się nam równość myśli i rzeczywistości materialnej. Cztery kolory arkanów mniejszych reprezentują cztery żywioły: ogień (pałki), wodę (Kielichy), powietrze (Miecze) i ziemię (Monety) - a tym samym cztery różne drogi do zdobycia władzy nad bytem. Jeśli odłożymy na bok Jokera (zero = Głupiec), arkana większe dadzą się podzielić na trzy grupy po siedem atutów. Siedem to liczba magiczna, ale również mająca znaczenie historyczne i matematyczne. Liczba trzy albo trójpodział z kolei odgrywa ważną rolę w wielu kulturach, religiach i naukach (Trójca św.; teza, antyteza i synteza w filozofii; świadomość, podświadomość i nadświadomość w psychologii; ciało, dusza i rozum w metafizyce; ładunek, impuls i spin w fizyce teoretycznej itd.). Pierwsza grupa siedmiu arkanów większych odpowiada sferze świadomości oraz rzeczywistości zewnętrznej (materialnej). Druga grupa siedmiu kart wiąże się z podświadomością. Tu zaczynamy podróż do rzeczywistości wewnętrznej (duchowej). Trzecia i ostatnia grupa siedmiu atutów opisuje świat uniwersalny (spirytualny), dziedzinę nadświadomości albo superświadomości, jak się dziś niekiedy powiada. Prowadzi nas ona poza granice indywiduum, ku zrozumieniu i zjednoczeniu się z naturą i prawami kosmosu. Jest jasne, że na temat każdej karty z osobna można wiele powiedzieć i wiele powiedziano. Zostawmy to jednak odnośnej literaturze. Nam w dalszym ciągu chodzi o istotę tarota i o to, jak można do niej dotrzeć. Wiemy już, jak można wytworzyć w sobie więź z tarotem, wiemy też, że - jak w przypadku I-Cing -o wszystkim decyduje koncentracja na właściwym sformułowaniu pytania. Tasowanie kart pomaga połączyć spokój wewnętrzny z konieczną koncentracją na treści pytania. Po przetasowaniu i rozłożeniu kart zgodnie z danym systemem przychodzi kolej na pierwszą nieświadomą decyzję: wyciągamy jedną z zakrytych, potasowanych kart. Może to być karta, do której pytający czuje „pociąg", albo pierwsza z dwukrotnie przełożonej talii. Tu i w każdej dalszej fazie postępowania obowiązuje zasada, że najlepsza jest ta metoda, w której intuicyjnie czujemy się najmocniej. Można naturalnie opracować własne metody. W każdym razie tarot podsuwa nam nie tylko obrazki, odzwierciedlające sytuację wewnętrzną i zewnętrzną, ale także rady. Jeśli interpretacja absolutnie mija się z postawionym pytaniem, to powinniśmy się zastanowić, czy w naszym wnętrzu nie kryje się inne, ważniejsze pytanie. Oprócz tego każdy człowiek ma swoje osobiste karty. Można się dowiedzieć, które to są, przeprowadzając obliczenia (odsyłam ponownie do odpowiedniej literatury) albo też drogą bezpośrednią przez medytację. Niektórym ludziom udało się wyłowić swoje karty życia po prostu metodą spokojnego i kontemplacyjnego oglądania jednego motywu po drugim z talii tarota. I wreszcie jest taka specyficzna, indywidualna sekwencja kart, w której można odnaleźć własne życie. Jakkolwiek jest w konkretnym przypadku - tarot pozwala odkryć ducha, który „wewnętrzne siły świata w jedno sprzęga"* (wyśledzenie go było najwyższym celem Fausta w utworze Goethego; celem, za którego osiągnięcie bohater był gotów zapłacić każdą cenę).

hjdbienek : :
Clipy 
kwi 04 2009 Rubinstein Plays Schubert Impromptu
Komentarze: 0

hjdbienek : :